Ja chcę mieczyk!

devil-may-cry-4-12

Nowa generacja sprzętu to jest TO! …albo i nie.
Wielu osobom era Xboxa 360 i PlayStation 3 może się wydawać naprawdę cudowna dzięki odpowiedniemu rozwojowi potyczek sieciowych, systemowi osiągnięć i tworzeniu się społeczności wokół gier,  ale dla mnie to tak naprawdę niewiele więcej niż zalew strzelanin i wyścigów. Trend na tworzenie awanturniczych przygód jakby gdzieś uleciał. Zamiast wojowniczych mistrzów szabli otrzymujemy zalew komandosów strzelających do siebie, wychylając łeb zza ściany w rewolucyjny ponoć sposób.

Tęsknie do sytuacji, która miała miejsce jeszcze nie tak dawno temu, gdy konsole kupowało się dla przygód wielkich bohaterów, którzy wszelkie problemy rozwiązywali przy pomocy broni białej. Pojedynki na miecze zawsze były bardzo emocjonującą częścią gier video, która teraz podupadła na rzecz fragowania i headshotów. Niedawno nawet mój znajomy zwierzył mi się, że Assasins Creed jest jego pierwsza grą na X360 w której nie musi do niczego strzelać. To dość straszne, nieprawdaż?
Developerzy ze znanych tylko sobie przyczyn przestali przenosić nas do fantastycznych światów pełnych bohaterów, polan, zamków i ruin zamieniając je na nowoczesne pole walki.

assassins-creed-2

Osobiście jednak nie chcę karabinu, ja chcę mieczyk! Zawsze wolałem mieczyk! Pamiętam, że już na samym stracie PlayStation 2 można było nabyć Dynasty Warriors 2 i Kengo: Master of Bushido, gry może nie do końca hitowe ale pozwalające stanąć do wielu bezpośrednich pojedynków. Potem było tylko lepiej, pojawił się gatunek slasherów z Devil May Cry i Ninja Gaiden na czele. Kontynuacje tych gier niby wciąż się ukazują, jednak nie potrafią już wzbudzić szybszego bicia serca tak jak na 128 bitowych platformach (szczerze: nie zaliczyły prawie żadnego progresu). Były też dwie części God of War, które słusznie wyrosły na wielką markę, a teraz czekamy na to co przyniesie nowa odsłona Boga Wojny na PlayStation 3. Co na nas czeka na currentgenowej generacji konsol? Wspomniany już Assasins Creed jest chyba jedyną, zupełnie nową i mocną marką w której przebijemy ostrzem parę płuc. Ale i Asasyn nie jest bez wad i po paru chwilach odkrywamy, że wszystkie pojedynki można wygrać kontrując ataki adwersarzy, gdyby się bardziej postarano mogło być tak pięknie… jest jeszcze świeży Prince of Persia oferujący szalenie efektowne i niestety proste pojedynki bronią białą a Creative Assembly dostarczyło schematycznego (to jakaś plaga), choć potrafiącego miło zaskoczyć Vikinga : Battle for Asgard.
Parę kontynuacji plus perypetie islamskiego mordercy i przodka Norwegów, to słaby dorobek mocnych sprzętów.

shadow_of_the_colossus2b1

A tak bardzo pograłbym sobie w grę podobną do zabawnego i trudnego zarazem Maximo (które doczekało się nawet sequela na PS2), którym Capcom udowodnił, że jest w stanie elegancko połączyć oldschool (gra była duchowym spadkobiercą Ghost’n’Goblins), skakanie i machanie mieczem. Nie wspomnę już nawet o zapomnianej właściwie serii Way of The Samurai pozwalającej na wybór wielu dróg fabularnych, prowadzących nas do zdobywania coraz to nowego oręża. W WoS czuło się bycie samurajem i czerpało autentyczną radość z wygrywania kolejnych pojedynków. Radość dawało też Mark of Kri, osadzone w polinezyjskich klimatach. Autorzy MoK postawili na brutalność i masę naprawdę ciekawych akcji i combosów dzięki którym każda potyczka mogła w przeciągu kilku sekund ulec zupełnej zmianie – od zaszczucia po odcinanie kilku par rąk z rzędu (na PG jest recenzja).
W kwestii efektownego użycia oręża wybija się też Shadow of Rome, w którym stajemy na środku rzymskiej areny z jednym celem – siekać. Do dyspozycji dostajemy naprawdę spory asortyment (3 metrowa kosa rządzi!) pozwalający odbyć kilka satysfakcjonujących pojedynków po ciężkim dniu w pracy. Na nasze postępy spory wpływ ma także to ile uciechy dostarczyliśmy widzom na trybunach.

Piękną odskocznią od tego typu prostej rzeźni może być Shadow of the Colossus, gra w której co prawda wywijanie mieczem nie jest naszym głównym zadaniem, aczkolwiek bez tego elementu nie byłaby taka sama. Wyprawa Wandera, na pojedynek z 16stoma kolosami nie pozwala o sobie zapomnieć jeszcze długo po wyłączeniu konsoli. Walka w tym tytule nabiera zupełnie nowego znaczenia.
oni2_0305_1_640w

Nie zapominajmy też, że czasy panowania poprzednich konsol zbiegły się z kinowymi premierami Władcy Pierścieni Petera Jacksonna, co skrzętnie wykorzystało Electronic Arts wydając parę gier na tej licencji. Dwie Wieże i Powrót Króla, bo tak się nazywały, stanowiły miłą niespodziankę dla osób chcących wcielić się w odważnych wojowników. Produkt okazał się być naprawdę solidny i oferował miły gameplay, sporo bonusów oraz elegancką oprawę graficzną. Ludzie bez awersji do tego uniwersum mogą śmiało spróbować, produkcja łatwa i przyjemna.
Wstydem byłoby nie napomknąć o Onimushy. Podróż po feudalnej Japonii i zabijanie ton demonów to wspaniała zabawa, która doczekała się aż czterech części. Na początku seria szła w kierunku survival-horroru, jednak nastawienie na walkę zmieniło ją w końcu w masową wyżynkę nie tak łatwych do zabicia wrogów. Apogeum formy osiągnęła przy, mocno przygodówkowej, drugiej części. Broni nie brakował a klimat był cudny (w czasach debiutu Onimusha szczyciła się topową oprawą) co zawdzięczał między innymi prze-świetnymi animacjami FMV i fantastycznymi krajobrazami.

otogi22

Pamiętajmy też o Otogi, które mogłoby być serią konkurencyjną dla God of War, DMC i Ninja Gaiden gdyby tylko odpowiednio zadbano o jego reklamę. Poza tym pojawiło się sporo naprawdę dobrych (Berserk, Castlevania: Curse of Darkness) tytułów i takich które stanowią typową, miłą rozrywkę bez większych rewelacji (Shinobi, Kunoichi, Samurai Warriors, Seven Samurai 200xx). Po takim urodzaju przyszły teraz chude czasy dla legendarnych wojowników. Nie powiem – fajnie, że strzelaniny FPP tak mocno zakorzeniły się na konsolach, tylko żałuję że stało się to kosztem gier, które tak bardzo lubię.

Co ciekawe, po przyjrzeniu się dokładniej wymienionym wyżej tytułom można zauważyć, że… żaden z nich nie wyszedł na PC poza serią Prince of Persia i LotR: Return of the King. Pokazuje to jak wielki wpływ na obecne platformy ma zalew graczy przesiadających się z swych komputerów na maszyny przeznaczone stricte do grania. Patche, FPSy, strategie, deathmatche.. pomału zatraca się w tym wszystkim charakter konsol, którego kwintesencję zawsze stanowiły wielkie przygody mitycznych herosów, kroczących pośród pięknych krajobrazów z mieczem w ręku. Możliwe, że gry te często nie miały wybitnych fabuł, ale bądźmy szczerzy: obecne strzelaniny też w tej kwestii nie zaskakują. Nie pozostaje mi zatem nic innego jak cieszyć się Assasins Creed (najlepiej w małych dawkach) i rozpamiętywać przygodę Księcia i Eliki, licząc, że więcej developerów pójdzie ich szlakiem. Myślę też, że kontynuacje God of War, Ninja Gaiden i Devil May Cry także będą się jeszcze ukazywać… ale dla mnie to wciąż trochę za mało. Czekam jeszcze na Bayonettę i na ponowne pojawienie się Castlevanii w 3D, może one znów przywrócą chwałę swemu gatunkowi.

Oby moda na wielkie historie i wielkie miecze jak najszybciej powróciła. Czego sobie i wam życzę.

cascad


*w tekście specjalnie ominąłem gry RPG, w których co prawda są miecze, fantastyczne światy, piękna muzyka i wielkie historie, ale aspekt walki nie jest wystarczająco zręcznościowy by poczuć się prawdziwym no’lifeowym szermierzem.

6 uwag do wpisu “Ja chcę mieczyk!

  1. Gry LotR solidne ;P ? To szroty nie z tej ziemi ;P . Nawet Peter Jackson rzekł, że są gówniane ;P .

    z Otogi tez trochę bullshitujesz. Ta gra ma wszystko wspaniałe tylko nie gameplay.

    Albo to “Potem było tylko lepiej, pojawił się gatunek slasherów z Devil May Cry i Ninja Gaiden na czele. Kontynuacje tych gier niby wciąż się ukazują, jednak nie potrafią już wzbudzić szybszego bicia serca tak jak na 128 bitowych platformach (szczerze: nie zaliczyły prawie żadnego progresu).”

    Wybacz, ale to jest jakiś lol ;P . Widać, że nie grałeś w oba NG lub nie spędziłeś przy nich zbyt wiele czasu…

  2. Do znudzenia będę to powtarzał, ale Berserk na DC zapoczątkował gatunek slasherów… jakby się uprzeć to nawet można powiedzieć, że Rising Zan z PSXa przetarł pierwsze szlaki 😉

  3. Ja bym jednak stawiał, że pierwszym „slasherem” był Dino Crisis 2 na Psone i Berserk na DC. Tam wprowadzono comba, rozpierdol, jatke nastawiona na walke etc

  4. Co do Dino Crisis to… nigdy nie patrzyłem na nią pod tym kątem, ale faktycznie coś w tym jest. Strzelanie w tej grze było rozwiązane w ‚slasherowy’ sposób.

    @Kyo, nie przesadzaj 😛 te LotRy nie były może wybitne ale wielkich wad też u nich się nie znajdzie. Miały bardzo (BARDZO) prosty, zabawowy system, idealny do grania z kimś kto nie ma konsoli w co-opie. Można było fajnie spędzić popołudnie. Poza tym, zdanie Petera Jacksona w kwestii gier raczej nic nie znaczy.

    A Ninja Gaiden – fakt, jedynkę znam raczej słabo, a dwójka mnie odrzuciła, więc musiałem się na niej wyżyć oczerniając ją i pisząc, że nie wprowadziła nic ciekawego do gatunku ;)cóż, takie mam o niej zdanie, nie podoba mi się i tyle.

  5. Z główną myślą się z Tobą zgodzę, gdzie się podziały te chłopy z mieczami? Kurka, wystarczy, że spojrzę na swoją półkę z grami – na PS2 cztery strzelanki i 16 gier z walką w roli głównej (bez bijatyk ale z pozycjami pokroju VJ czy Shaolin Monks), a na PS3 10 karabinów i tylko cztery stricte „mieczowe”. Ech :/

Dodaj odpowiedź do Shinigami Anuluj pisanie odpowiedzi