Rocky – legenda za życia

rocky-2

Gdy w 1976 roku Sylwester Stallone szukał wytwórni, która wesprze jego pomysł na realizację filmu o podstarzały bokserze z nizin społecznych, stojącym przed życiową szansą, nikt nie spodziewał się sukcesu jaki wkrótce osiągnie. Sukces ten jednak nadszedł i co by nie mówić – był zasłużony i zapisał się w dziejach kinematografii. Rocky przy okazji stał się jedną z ikon popkultury, postacią rozpoznawalną praktycznie na każdej długości i szerokości geograficznej gdzie tylko dotarł prąd, telewizja i pirackie VHSy. Ponadto National Film Registry dodało go do listy zawierającej dziedzictwo kulturowe Stanów Zjednoczonych w zakresie filmu. Dość sporo jak na „zwykłą historię”, prawda?

rocky-9

His whole life was a million-to-one shot

Opowieści bokserskie pojawiające się na srebrnym ekranie od zawsze miały w sobie wiele mocy. Ring to doskonała alegoria życia, pełna dramatycznych wydarzeń, wielkich sukcesów, tragicznych wypadków i przełamywania słabości. Taki też był Rocky – trzymając się prostej formy i nie unikając patetycznych momentów (zrealizowanych naprawdę bardzo dobrze) zawładnął na jakiś czas światem, zgarniając zarówno Oscara dla najlepszego filmu roku jak i Złoty Glob w kategorii „najlepszy dramat”.
Mimo iż każdy zna historię Włoskiego Ogiera, to przypomnę ją raz jeszcze: Mistrz świata, Apollo Creed stojący przed kolejną walką o obronę tytułu dostaje wiadomość, że jego rywal jest kontuzjowany. Postanawia, więc dać szansę zostania championem jakiemuś zupełnie nieznanemu amatorowi – tak by ludzie na zawsze zapamiętali jego gest. Wybór pada na Rocky’ego Baloę. Balboa na co dzień walczy w podrzędnym klubie i ściąga długi dla drobnych gangsterów, stojąc jednak u progu wielkich zmian, wraz ze swym trenerem szykuje się na pojedynek życia, o którym niedługo będzie mówił cały świat.

Tak prosty pomysł okazał się być (jak to często bywa) genialny. Na ekranie zobaczyliśmy pełnokrwiste postaci, brudne realia i usłyszeliśmy wspaniałą ścieżkę dźwiękową (Gonna Fly Now autorstwa Billa Conti to cudeńko). Amerykański sen to sztampa? Możliwe, ale gdy po przegranej walce cała sala skanduje imię Rocky’ego to nie sposób nie kryć wzruszenia, które zresztą towarzyszy oglądaniu całej serii. Nieznany nikomu Sylwester Stallone stał się niemal z dnia na dzień gwiazdą światowego formatu, a postać przez niego wykreowana zagościła na stałe w sercach milionów widzów. Mało rozgarnięty, przygłupawy, wyglądający na oprycha typ, mający w sobie paradoksalnie wiele dobra okazał się być filmową osobistością. Mimo raczej nierównego poziomu kontynuacji Rocky’ego, zawsze śledziło się jego perypetię z zaangażowaniem. Oczywiście braków aktorskich i naciąganych motywów nie brakowało, ciężko uznać te obrazy za największe dzieła kinematografii, ale nie zmienia to faktu, że „coś” w nich jest.

rocky-3

Krew

Seria Rocky od zawsze stała pamiętnymi walkami. To właśnie dzięki nim obserwowaliśmy kolejne wzloty i upadki bohatera. Od przegranej z Apollo Creedem, przez wygraną, po kolejne obrony tytułu mistrza świata… nie zabrakło też utraty tytułu na rzecz Clubber’a Langa (granego przez kultowego Mr.T) i odzyskania trofeum w wielkim stylu, z przygrywającym w tle „Eye of the Tiger”. Mimo lat upływających od premier tych filmów, starcia te wciąż pozostają żywe w pamięci widza. Morderczy bój z Ivanem Drago (Dolph Lundgren) był niesamowity, tak samo jak uliczna walka ze swym podopiecznym Tommy’m Gunnem i powrót na ring ponad 50letniego Rocky’ego by stoczyć ostatnią batalię ze znienawidzonym przez prasę i publikę Masonem Dixonem. Każda walka miała swoje tło, Rock do każdej podchodził inaczej i miał inna motywację. Należy docenić technikę Stallone’a, który chyba zapomniał, że istnieje coś takiego jak garda 😉 wszystkie starcia to praktycznie sprawdzian tego kto więcej razy dostanie w ryja, ale cóż – taki już najwidoczniej jest urok cyklu.

rocky-1

Pot

Integralną częścią każdego z 6 epizodów jest też trening Rocky’ego. Z pozoru nieważna dla fabuły 3-4 minutowa sekwencja stanowi symbol i podstawowy element serii. Potwierdzi to każdy fan. Na Odyna – coś jest w tym biedaku biegającym w starym zniszczonym dresie po zaśmieconych ulicach. Jest coś w tym waleniu w mięso, podnoszeniu dzikich ciężarów, zapie*dalaniu na skakance i robieniu chorej ilości pompek. Całość podkreślona utworem o gigantycznej mocy stwórczej i wybuch testosteronu gotowy. Mało jest rzeczy równie mobilizujących do zabrania się za siebie jak obejrzenie którejkolwiek części Rocky’ego. I nie jestem tu odosobnionym przypadkiem, praktycznie każdy kogo znam po emisji, którejś z części chodzi nabuzowany i się odgraża, że „od jutra zaczyna biegać”. Jutro przeważnie nic z tego nie wychodzi, ale nie to się liczy, tu chodzi o inspirację jaką te parę minut obrazu potrafi obudzić w ludziach. Coś niesamowitego. Strach myśleć ilu dzieciaków na całym świecie zapisało się boks/jakikolwiek sport będąc pod wpływem zauroczenia pokonującego swe słabości Rocky’ego. Był Kickboxer, był Karate Kid etc. ale moim zdaniem z tą sagą w kwestii inspirowania ludzi może konkurować tylko „Wejście Smoka” z nieśmiertelnym, wyjącym, Bruce’m Lee.

Łzy

Praktycznie nie ma mowy by opowieść o bokserach obyła się bez dramatycznych zajść. Wokół zawodników odnoszących sukces zawsze krążą sępy i prasa, a jedno potknięcie jest w stanie zrzucić ich z samego szczytu na dno. Rocky także potrafił poruszyć widza – nie ważne o którą część chodzi, zawsze znajdowało się w nich miejsce na górnolotną przemowę (część 6 i to jak Rock mówi do syna o braniu życia w swoje ręce *__* kosmos) lub tragiczne zajście. Losy zdrowotne Balbo’y, śmierć trenera, pastwienie się prasy, śmierć Apolla, śpiączka żony, utrata pracy… na pewno nie było mu w życiu łatwo. Dobroduszny i strasznie prostolinijny pięściarz włoskiego pochodzenia nie był człowiekiem bez wad. Stallone pisząc scenariusz nie krył jego słabości, nie robił z niego bohatera na siłę i naprawdę wyszło mu to jak najbardziej na zdrowie. Miłość Rocky’ego do szarej myszki Adrian też wydawać by się mogła naciągana, ale jak się ogląda ich uczucie to ciężko je za takie uznać. Sam Stallone w wywiadach mówi o tym, że pierwszy pocałunek tych postaci był dla niego niepowtarzalną sprawą i w całej swej późniejszej karierze aktorskiej czegoś takiego nie doświadczył.

rocky-6

Measure of a man


W szczególny sposób zakończono (przynajmniej tak się wydawało) całą serię. Widzowie w piątej części mogli zobaczyć Rocky’ego jako kogoś kto definitywnie skończył z boksem, a także człowieka, który kolejny raz został oszukany. Jego uczeń, którego kochał jak syna zwrócił się przeciwko niemu. Doszło do walki a potem, podczas napisów końcowych mogliśmy zobaczyć kadry przedstawiające amerykański sen Rocka i przede wszystkim usłyszeć w tle „Measure of a man” Eltona Johna. Mimo iż film, sam w sobie, nie utrzymał poziomu poprzedniczek i raczej zawodził, to właśnie dla tego momentu warto było go obejrzeć. Sam, paradoksalnie, po tym zakończeniu doceniłem i odkryłem na nowo całą sagę, nabierając chęci by zapoznać się z nią od nowa.

Jak się okazało, nie był to koniec. 16 lat po Rocky V Stallone postanowił jeszcze raz wcielić się w tę postać. Co ciekawsze, już na starcie zalała go fala krytyki; mówiono że jest za stary, że po co mu to, że zrobi z siebie pośmiewisko – identyczne głosy prześladowały Rocky’ego w filmie, gdy zgodził się na walkę pokazową z obecnym mistrzem świata. Wiele analogii można też znaleźć miedzy pierwszą a szóstą częścią, które dzieli 30 (sic!) lat różnicy. Inspiracją dla scenariusza „jedynki” była autentyczna walka Muhammada Ali z Chuck Wepner’em. Wepner był człowiekiem z nikąd, nikt na niego nie stawiał w walce z wielkim (prawdopodobnie największym w historii) geniuszem boksu. Okazało się jednak, że Ali nie miał łatwej przeprawy i w 9 rundzie leżał na deskach a Wapner zrobił wszystkim widzom niesamowitą niespodziankę – poległ dopiero w 15stej rundzie, przegrywając przez techniczny nokaut! Właśnie to wydarzenie zainspirowało Sly’a do napisania scenariusz do pierwszego Rocky’ego. Inspiracją części szóstej także stało się głośne w światku sportowym wydarzenie. Chodzi tu oczywiście o fikcyjną walkę między Muhammadem Ali i Rockym Marciano. Otóż w 1969 roku byli to jedyni, nigdy nie pokonani mistrzowie wagi ciężkiej, postanowiono zatem, za pośrednictwem symulacji komputerowej sprawdzić, który z nich wygrałby gdyby doszło do bezpośredniego spotkania na ringu (w rzeczywistości było to niemożliwe do zrealizowania gdyż Marciano był za stary na pojedynek z będącym w szczytowej formie Alim). Według symulacji obecny champion – Ali przegrałby przez knockout w 13 rundzie.

Każdy kto oglądał „Rocky Balboa” wie, że wszystko w tym filmie kręci się wokół podobnej, komputerowo wygenerowanej walki. Z tym, że w filmie obecny mistrz, po wirtualnej walce przystępuje do pojedynku ze starym mistrzem by pokazać kto tak naprawdę rządzi. Ponad 50 letni Balboa rusza zatem na swe ostatnie (oby) przygotowanie do pojedynku. I identycznie jak w pierwszej części – przegrywa na punkty a widownia i tak skanduje jego imię, składając mu hołd. Pięknie.

rocky-7

Schody

Filadelfia też złożyła hołd Rocky’emu stawiając mu pomnik – pomnik ten istnieje nie tylko na taśmie filmowej i w rzeczywistości także znajduje się w tym mieście, na terenie Philadelphia Museum of Art. Muzeum to ma zresztą niemały wkład w ogólny odbiór filmu, będąc jednym z jego symboli. To właśnie po jego schodach Rock wbiegał na koniec swego treningu podnosząc ręce w geście zwycięstwa…. a teraz przyznajcie się, ilu z was także naśladowało tą scenę? Ja do dziś to robię co jakiś czas wzbudzając popłoch wśród przechodniów 😉

Dlatego też tak powszechnie lubiana jest opowieść o Rocky’m – nie ważne z jakim numerkiem. I choć wielu ludzi, wraz z upływem lat zaczyna się nad nią pastwić, to ja nie mam do tego serca .Są po prostu dzieła do których lepiej podejść na luzie i z sympatią niż z chłodnym okiem wszechwiedzącego krytyka. Stallone to świetny gość mający na swym koncie przynajmniej dwie role, które zapewnią mu nieśmiertelność, jedna to Rocky, druga to Rambo i jakbyśmy się nie starali, już tego nie zmienimy. Zresztą, nie warto tego zmieniać bo rzadko zdarzają się postaci potrafiące przełamać tyle swych słabości.

Zakończę pacyfistycznie: Rocky forever i ch*j.

cascad

3 uwagi do wpisu “Rocky – legenda za życia

  1. Każdy kto oglądał „Rocky’ego” po filmie był napełniony uczuciem, że może zrobić wszystko. Dlatego ten film jest jednym z najlepszych na świcie.

Dodaj komentarz