Halo 3: Finish the Fight!

„Skończenie walki” to hasło reklamowe największej chyba kampanii reklamowej Microsoftu ostatnich lat. W ostatnim czasie wprowadzali na rynek nowe systemy, programy, nawet konsole, ale żadna z tych wieści nie była tak przeciążająca serwery jak choćby najmniejszy news o trzeciej części Halo. Czy ktokolwiek spodziewał się w 2002 roku, przy okazji premiery pierwszego Xboxa, że nadejdzie rewolucja? że tak wielkim kultem obrośnie dość niepozornie się zapowiadający tytuł? że typowo PCtowy gatunek swego wieszcza doczeka się na konsoli?
Stawiam, że sami developerzy (Bungie) nie marzyli nawet o takiej szajbie. Ich futurystyczny żołnierz w zielonej zbroi, dumnie zwący się Master Chief stał się symbolem konsoli firmy należącej do najbogatszego człowieka w tym biznesie.
Tłumy nie bez powodu atakowały sklepy by kupić pierwszego Xa i zagrać w tą rewelacyjną ponoć grę. Napisałem ‘ponoć’ ponieważ, sam nie miałem nigdy okazji do kontaktu z serią, zagrywając się wtedy w hity na konkurencyjnej platformie – Playstation2. Czas mija, sytuacja na rynku growym się zmieniła i zamiast kupić kolejną konsolę od Sony zainwestowałem w Xboxa360. Bawiąc się na nim kolejnymi pozycjami wciąż dźwięczało mi w uszach echo towarzyszące zapowiedziom i premierze Halo 3. Wiedziałem, że to produkcja którą cenią najwybredniejsi gracze, bezwzględny hit pod względem ilości meczy rozgrywanych codziennie na sieci, gigantyczny kasowy sukces i gra–symbol mej bielutkiej konsolki. Dałem się w końcu złamać, mimo średniego zamiłowania do FPSów i absolutnej nieznajomości poprzednich części postanowiłem zobaczyć o co to całe halo. Choćby dla poszerzenia horyzonów, bo cały czas gra była mi obojętna. Złapałem się na haczyk o nazwie ‘nie grałeś w Halo, to tak jakbyś nie miał Xboxa’, niby ze szlachetniejszych pobudek ale efekt jest ten sam. Drogi pamiętniczku: rozpocząłem kampanię.

Lamer spotyka Mistrza Szefa

Z mojej strony wszystko przebiegło standardowo, włożyłem płytkę do napędu, odpaliłem TV i rzuciłem się na wyrko w poszukiwaniu godnej siebie pozy. Ruch ze strony gry to szybkie pojawienie się menu i nakazanie wybrania poziomu trudności. Jako całkowity newbie w temacie oraz osoba nie przepadająca za grami FPP postanowiłem nie rumakować i wybrałem normal. Wprowadzenie wypadło nawet znakomicie, muzyka podkreśla, że to nie jest produkcja robiona skromnym sumptem a ujęcia kamery nadają mu odpowiedni klimat. W tym momencie poznaję Master Chiefa, zbyt długo mu się nie przyjrzałem bo, od razu nadchodzi chwila wejścia w jego skórę, a raczej oczy. Jakieś dwie minuty po włączeniu konsoli jestem więc największym bohaterem jakiego widział świat, demonem pola walki i żywym dynamitem w jednej osobie… a jedyne co widzę to gnat i jakieś drzewka, cała podniosłość intra prysła, – cóż, taki urok gier z perspektywą ‘pierwszoosobową’.
Nieokrzesane ruchy jakie wykonuję by przyzwyczaić się do obłożenia pada będą mi towarzyszyć jeszcze przez trzy poziomy 😉 sterowanie wydaje się strasznie czułe, skoki wysokie i zapominam ciągle gdzie się przełącza między broniami, których mam aż dwie. Przestaję się rozglądać i ruszam na przód, przecież ‘jakoś to będzie’. Pierwsze co rzuca się w oczy to naprawdę fajna zieleń oraz mocne słońce – późniejsze etapy potwierdzają tylko, że to właśnie oświetlenie wraz z kolorystyką są najmocniejszym punktem oprawy graficznej Halo 3.
Gra sprawia przyjemne wrażenie, choć szczerze to mało next-genowe. Sylwetki towarzyszących mi żołnierzy i ufoludka (kreci się taki, nieźle strzela, nie przedstawił się niestety) prezentują się średnio, przeciwników też. Ich animacja wypada dobrze, tylko trzeba przyznać, że czym się zachwycać to nie ma.

Podejście pierwsze: laserowe karzełki

Zaprzestałem przyglądać się otoczeniu czekając na swą pierwszą konkretną wymianę ognia i nie powiem, po chwili go wymieniłem… ze śmiesznymi kosmicznymi krasnalami o___O Czytając wszelakie zarzuty względem ‘kolorowości’ Halo, zawsze uważałem że to czepianie się na siłę. A tu naprawdę, pierwszy wróg którego mam przyjemność z bliska obejrzeć to jakaś wesoła wariacja nt Muncha z bronią wypluwającą zielone kulki.
Mimo wszystko brnąłem dalej, okazało się, że nie mam co myśleć o przejściu poziomu z jedną bronią. Amunicja skończyła się strasznie szybko i nie wiedziałem za bardzo co ze sobą zrobić. Gra wymusza by co chwilę zmieniać sprzęt i zbierać pukawki z pola walki (info dla nieświadomych: Master Chief może naraz trzymać tylko dwa rodzaje broni) na początku ciężko się przestawić na takie żonglowanie. Krążąc na ślepo po pierwszym poziomie oberwałem niejeden raz, więc przy okazji dowiedziałem się jak ma się sprawa z energią – Bungie nie bawi się w apteczki dla gracza, jest za to wskaźnik wytrzymałości zbroi naszego space marinera. Wystarczy na chwilę się skryć przed obcymi blasterami by ją zregenerować. Takie założenia gameplayu, laserowe karzełki i zaledwie dobre wizualia nie nakręciły mnie ani trochę do dalszej gry.
Ogółem chęci do grania opadały od samego intra: grafika niczym nie zaskoczyła, sterowanie sprawiało problemy, poumierałem parę razy i wyłączyłem konsolę. Nie chwyciło mnie ani trochę – jeżeli faktycznie największa gra Microsoftu, której developerzy na dopieszczenie kodu mieli tyle czasu ile tylko chcieli, tak wprowadza gracza w swe realia to coś jest nie tak. Bez żalu zmieniłem płytkę i dałem Halo odpocząć.

Podejście drugie – AHA!

Dwa dni minęły zanim znów spojrzałem na krążek kończący walkę. Przez ten czas zaparłem się żeby spróbować raz jeszcze. Odpalam save i ruszam od ostatniego checkpointu (fajna sprawa z tymi punktami kontrolnymi, są dość częste bez nich by się dużo gorzej obcowało z Halo). Najdłużej trwało przestawienie się na ciągłe zmienianie gnatów i obcykanie sterowania – mimo to jechałem dalej. Pierwszy poziom o nazwie Sierra 117, sprawnie łączy łażenie po dżungli i późniejszy szturm na bazę Convenantów. Szturm który komuś tak świeżemu jak ja w temacie serii sprawił sporo problemów. Wrogowie chowali mi się za zasłonami, używali tarcz, byli zróżnicowani i co najważniejsze długo im się umierało. Zwykle gdy grałem w strzelaniny na każdego przeciwnika wystarczyła celna seryjka, góra dwie i padał – nie w Halo 3. To był moment w którym powoli zaczynałem rozumieć co ludzie widzą w tej grze, zacząłem kombinować, oszczędzać naboje, uważnie rzucać granaty, szukać odpowiednich pozycji do bezpiecznego ostrzału. Jeszcze nigdy nie byłem zmuszony do takich manewrów, a tu nie dość, że sytuacja na polu bitwy ciągle ulega zmianom to jeszcze sporej próbie poddane zostały moje zdolności manualne.
Przyznam, że trochę czasu się przez pierwszy etap przebijałem (teraz bym go łyknął w chwil parę) i koniec końców zostawił po sobie pozytywne wrażenie. Z drugim (Crow’s Nest) sprawa miała się już gorzej. Wg zapowiedzi Halo miało być grą ukazująca w nowy sposób wielkie batalie. Tak, że czuje się zarówno wsparcie kompanów jak i to, że nie jest się pępkiem świata. Zwykłe reklamowe kłamstwo – liczyłem, że im dalej w grę tym bardziej się do niej przekonam a tu wbiła się konwencja znana z byle shootera FPP: znów zostałem one man army walczącym w małych pomieszczeniach. Nie dość że krążyłem po strasznie nieciekawej z wyglądu bazie wojskowej by strzelać do kosmitów, to jeszcze uczestniczyłem w tym praktycznie sam. Dołączyło do mnie nawet dwóch wojaków, stanęli przed drzwiami i… czekali aż sam wybiję to co jest za nimi. Wszystko spada na barki gracza – potem to sobie weszli, pozdrawiam chłopaki… Do tego jak na złość developerzy ciągle nie pokazywali czemu warto kończyć walkę, coraz mniej mi się to wszystko podobało.

Pisaa Granadiaaa Kompaniaaaa

Aż do trzeciej misji należy czekać by Halo coś ciekawego zaprezentowało. Ruszyła muzyka, pojawiła się wielka plansza, są pojazdy, wymiany ognia, współpraca z resztą oddziałów też w końcu choć trochę widoczna – czyli mięsko. Powiedzmy, że zobaczyłem to na co tyle czekałem.
Za pięknie tez być nie może – mimo iż przejechałem się po najbardziej klimatycznej autostradzie jaką spotkałem w grach to sama jazda zbyt wielu pozytywów nie wywarła. Poza moim rozumowaniem jest to jak można wygodnie się w tej grze jakimkolwiek wehikułem poruszać. Dziwna fizyka, skłonność do ciągłego dachowania i co ‘oczywiste’ – nasz pojazd wydaje się jakby miał narysowany celownik na masce i odpalonego koguta na dachu. Niby jest wokoło trochę jednostek a i tak największy ostrzał zgarnia gracz, to jest ta rewolucja pola walki?
Przez resztę gry miałem okazję jeszcze trochę pojeździć i mimo iż wprawa przychodzi z czasem, to i tak uważam, że rozwiązano tą kwestię słabo. Strasznie ‘kartonowy’ model jazdy psuje wszystko. Wyobraźcie sobie jeszcze pojedynek z gigantycznym kroczącym czołgiem (Scarab). Jest ogromny, moc ma niezrównaną, a my na niego ruszamy… jeepem z bazooką -_-‘’ myślałem, że się załamię. Oczywiście za nami jest potężny czołg rodzimych oddziałów, który zamiast jechać przodem i torować drogę, czeka aż dzielny dżipek zniszczy świat. Pierwsza potyczka wypada nawet spoko – tylko w dalszej części gry z nieba (dosłownie) spadają dwa takie Skarabeusze. Znów więc atakujemy je swym dziwacznie się zachowującym pojazdem. Wraz ze wsparciem wygląda to tak: dwa wątłe czterokołowce z bazookami i czołg ruszają na dwie dwupietrowe mobilne machiny zagłady brzydkich kosmitów – komedia. Bicia serca nie przyśpieszyło za to znów się zawiodłem.
Jeszcze śmieszniejsze było gdy przechodziłem się na piechotę by zmienić pojazd a Skarabeusz ze swego uber-działa wypluwającego zieloną kulę energii wielkości polskiej dziury budżetowej, strzelił nie w czołg który go z boku ostrzeliwał tylko, tak tak, we mnie – piechura z pistolecikiem – jego czołowe zagrożenie, śmiech na sali.

O tym jak gołąbek posadził się na Jumbo Jeta

Wspomniana potyczka jest niczym nadzwyczajnym przy tym co mnie jeszcze w Halo 3 spotkało. Nadszedł oto moment by zasiąść z sterami łatającego leciutkiego ‘samolotu’. Myślę sobie – spoko, dolecę gdzie trzeba i dalej z ziemi ponaparzam (działo się to na poziomie The Convenant – rewelacyjna leśna plansza, na brzegu plaży nastrzelałem się jak dziki reks). Po części tak było tylko, że po drodze musiałem mini- flotę powietrzną wybić. Znów zostałem praktycznie bez wsparcia a przede mną horda wrogich statków. Z ziemi jeszcze jakieś wyrzutnie wzięły mnie na celownik. Lawiruję więc jak najęty między tym wszystkim swym mini-stateczkiem, którym się jeszcze gorzej niż pojazdami naziemnymi steruje, starając się wszystko wybić. Kto za to odpowiadał? Nie wiem, ale jeżeli będzie powstawać czwórka to niech wyślą tego gościa na urlop do słonecznego Strzeszynka z biletem w jedną stronę, zanim wróci to akurat w spokoju Bungie nową grę stworzy i wszystkim na zdrowie to wyjdzie.
Namarudziłem okrutnie, przyznaje. Ale to nie wina moja tylko 10 milionów dolarów, które Microsoft wydał na kompanię reklamową tego tytułu. Wydaliby grosiki, to bym się nie nastawiał na ponowne zejście mesjasza na ziemie i zasiadł do Halo na luzie, oczekując zwyczajnie dobrej zabawy. Bo ta jest często nadzwyczaj dobra. Tak inteligentnych przeciwników jeszcze nie spotkałem, do tego są wytrzymali, brzydcy i wredni. Od kiedy w czwartym poziomie przypomniałem sobie, że Master Chief może rzucać przed siebie zasłony/pola siłowe wszedłem na wyższy poziom zabijania obcych. Konkretne, długie potyczki na wyniszczenie są siłą tego tytułu, wszelakie przerywniki od nich wypadają najwyżej średnio-dobrze. Nieraz wpadałem do pomieszczeń wręcz przepełnionych przeciwnikami, gdzie jakiekolwiek szarżowanie przegrywa z dokładnym, profesjonalnym zdobywaniu kolejnych centymetrów terenu – to jest właśnie moc, tego wypadałoby się trzymać cały czas.
Jak na złość muszę znowu coś wytknąć – czas rozgrywki; około 8 godzin dla nowicjusza to za mało. Zwłaszcza, że sporo z tego czasu to słabe jeżdżenie po planszy i powtarzanie checkpoint’ów. Dla kontrastu: plansze są świetne (ogólnie, przymykam oko na parę pomyłek) i zróżnicowane. Patrząc chłodnym okiem nie są zbyt świetne graficznie, jednak wrażenia podbija świetnie pracujące oświetlenie (wzorowy efekt HDR) i tekstury, gdy spojrzałem na popękaną, wysuszoną ziemię pustyni nabrałem szacunku dla Bungie.

Fabuła tak…

Halo jest grą opierającą się nie tylko na gameplayu ale i na fabule.. teoretycznie. Chciałbym napisać tu o tym jak bardzo się przy niej wzruszyłem ale będę szczery, nic z niej nie zrozumiałem 😉 Nie nakreślono mi tak naprawdę nawet o co walczę (chyba że ‘my jesteśmy dobrzy o oni źli’ to cały przekaz gry). Szukałem jakiejś Cortany – hologramowej laseczki, koło mnie biegał oswojony obcy i jakoś podniecenia u mnie to nie wywołało. Ciężko tez o uwielbienie dla Master Chiefa bo nic ciekawego sobą nie zaprezentował. Całkowicie nie rozumiem co jest takiego kultowego w tej postaci.
Wprowadzenia do misji to zwyczajne postawienie celu który należy osiągnąć, po żołniersku, konkretnie i tyle – bez pisania książki przez codec jak u Kojimy. Osiągamy jeden punkt, zaraz ruszamy do drugiego i zaczyna się strzelanie aż do końca poziomu. Cały feeling i budowanie uczucia podniosłości spada na barki duetu: gameplay & muzyka. O całej lubieżnej zabawie w zasłony, zasadzki i porzucanie granatów pod nogi pisałem, czas choć chwilkę poświęcić temu co usłyszymy w głośnikach. Martin „Marty” O’Donnell stworzył genialny wręcz Soundtrack. Nie przychodzi mi obecnie do głowy nic o czym mógłbym śmiało napisać, że jest lepsze, bardziej poruszające, dające więcej energii. Największe filmowe dzieła ukazujące jakąkolwiek batalie powinny się wręcz zabijać o taką muzykę. Wybitna sprawa. Niżej macie Halo Theme, fajne tło do czytania reszty tekstu a rewelacyjne do walki o losy świata:

Walka skończona, a ja dalej jestem lamer

Gra w końcu pękła – było strasznie krótko, graficznie średnio a etapy w kratkę. Do dnia ukończenia Halo 3 myślałem, że to GTA4 było przehype’owane, teraz wiem. że jest tytuł który przebija pod tym względem czwartą kradzież aut.
Nic z fabuły nie rozumiałem (kurtyna, szef z mistrzem w jednym i sędzia–ufoludek na planecie walczą sam nie wiem o co – cudnie). Po kampanii pełnej, co trzeba oddać, intensywnego strzelania mogę dać 8/10 na pewno nie więcej. Momentami od wymiany ognia dostawałem wypieków, gra naprawdę zmusiła mnie do kombinowania z przeprowadzaniem ataków ale… no jak można z tyloma wadami i tą długością trybu fabularnego dać coś więcej?
Szczerze to przez chwilę nawet myślałem, że można, ale finał wybił mi to z głowy. Ostatnie momenty gry wyglądają okropnie (btw mi tylko się kojarzyły z ukłonem w stronę pierwszego MGSa?) i nie mają kopa – ot grałem grałem, bez emocji i nagle mi napisy wyskoczyły. Nie sądziłem, że tak szybko.

Szklanka w połowie pełna

Relację z grania w H3 zakończę jednak pozytywnie. Dzięki zróżnicowanym wrogom korzystających z przeróżnych broni (latają, strzelają z daleka, podchodzą, czekają by rzucić granat, biegną w furii by zadać cios, osłaniają się wzajemnie), dzięki temu że zależnie od posiadanego sprzętu musiałem zmieniać taktykę walki i wreszcie dzięki postawieniu przede mną ambitnego wyzwania. Gra nie oszukiwała, przeciwnicy nie odradzali się w nieskończoność, tracili amunicję – było uczciwie jak nigdy, naprawdę, szacunek. Backtracking’u gra też się nie ustrzegła, tylko że wadą to absolutnie nie jest. W H3 autentycznie fajnie jest wracać po własnych śladach, choćby by obejrzeć stertę zwłok, które za sobą zostawiliśmy. Bo te oczywiście nie znikają jak zabijemy stwora tak leży – wybornie. Jedna z najgorętszych gier ostatnich lat jest nareszcie za mną – nie mam zamiaru sobie na czole jej loga tatuować, jednak podniosła na pewno moje wymagania co do kolejnych strzelanin. Bez szału, ale cieszę się, że miałem okazję ją ukończyć.
Jak widać można grać bez znajomości pierwszej i drugiej części – wrażenia nie są wybitne lecz na pewno warte tego by spróbować. Gra strasznie nierówna ale z charakterem. Tobie też kiedyś włączę, mój drogi pamiętniczku.

PS: Oczywiście cały tekst dotyczy „kończenia walki”, bez kooperacji, bez multi-playera i tym podobnych rzeczy, którymi ponoć Halo 3 stoi.

cascad

15 uwag do wpisu “Halo 3: Finish the Fight!

  1. „Napisałem ‘ponoć’ ponieważ, sam nie miałem nigdy okazji do kontaktu z serią…” mogłeś się do tego nie przyznawać bo twoja recenzja automatycznie powinna wylądować w śmieciach. Nieznając poprzednich części nie powinieneś się wypowiadać (o zgrozo co dopiero pisać recenzje) na temat Halo 3. Ale cóż, w myśl przysłowia „niema co płakać nad rozlanym mlekiem” pozostaje mi aby pogratulować „znajomości” tematu…

  2. a zbijesz go mocno w pupe? tam bardzo mocno, bo recenzuje jedna czesc, nie serie 😦 ? ocena dotyczy singla, jednej czesci. Ja lubie Halo, Arek nie, ale opisal jednak czesc, z pozycji lamy jak sam sie przyznal…

  3. Chodzi o to że osoba która nie zna się na FPS’ach/FPP („Dałem się w końcu złamać, mimo średniego zamiłowania do FPSów i absolutnej nieznajomości poprzednich części postanowiłem zobaczyć o co to całe halo”, „Jako całkowity newbie w temacie oraz osoba nie przepadająca za grami FPP”) nie powinna nic pisać bo tylko sobie krzywdę zrobi, na litość boską przecież on nawet nie umiał dobrze sterować co potwierdza jego negowanie sterowania pojazdami jak i samym Jhonem, gdzie to jest całkowita bzdura modele jazdy jak i poruszania się są perfekcyjne a to że kolega nie grał wcześniej w FPSy to jest tylko jego wina nie gry O_o. To tak jakby M. Jordan miał za Ronaldinho w jakiś ważnym meczu grać nieodpowiednia osoba na nie odpowiednim miejscu.
    ps. „a jedyne co widzę to gnat i jakieś drzewka, cała podniosłość intra prysła, – cóż, taki urok gier z perspektywą ‘pierwszoosobową’.” no i potwierdzenie mojej tezy na temat nieodpowiedniej osoby do wypowiadania się na temat gier FPS/FPP.
    ps2. „Tak, że czuje się zarówno wsparcie kompanów jak i to, że nie jest się pępkiem świata. Zwykłe reklamowe kłamstwo – liczyłem, że im dalej w grę tym bardziej się do niej przekonam a tu wbiła się konwencja znana z byle shootera FPP” Kłamstwo to jest to co tu napisałeś, w Halo zawsze było tak że MC jest pępkiem świata i od niego wszystko zależy, dokładnie ONE MAN ARMY i nikt nie mówił że będzie inaczej.

  4. Powiedz mi co Cię tak bardzo boli. Przecież nie ściemniam, że jestem specem od fpp, odrazu się przyznałem, że nim nie jestem i pisze tekst z takiej pozycji. Recenzji od ‚wielkich znafców’ Halo dla wielkich fanów Halo możesz sobie poczytać setki czy to na necie czy to w prasie, ja chciałem zrobić coś dla tych którzy, tak jak ja, nie mieli wcześniejszego kontaktu z serią i mało grają w FPSy. A takich osób jest zdecydowanie więcej niż tych którzy modlą się do kasku master chiefa z Limitowanej edycji gry.
    Wybacz, więc jeżeli obraziłem twą rodzinę i odkręciłem Ci wentylek w rowerze tym, że zagrałem w Halo i go nie doceniłem.

    A tego dlaczego tylko znawcy danego tematu mogą się w nim wypowiadać to nie rozumiem. Naprawdę bez ukończenia całej trylogii na legendary i rozegrania tysięcy meczy na Live, nie miałbym prawa choćby słowa o Halo napisać? nie mógłbym opisac swych wrażeń z gry? czas wziąć tabletki… albo odstawić te które bierzesz panie magistrze fpp.

    Jeszcze raz powtórzę, pisałem to jako nowy w temacie, dla osób równie świerzych i myślę że wywiązałem się zadania. Zaznaczyłem to wyraźnie w tekscie, wszystko jest jasne i uczciwe, poza Twą krytyką.

  5. Widocznie nie wiesz co to konstruktywna krytyka i nie dopuszczasz do siebie faktu że dając swoją „recenzje” gry na forum „Halo arena” komuś może sie twoje nieobiektywne zdanie nie spodobać ? Idź może „odetnij się od świata, usiądź, pomyśl” na ten temat ? przecież tak bardzo to lubisz 🙂

  6. Wiem, wiem, tylko Ty mi cały czas wypominasz coś do czego sam się w tekscie przyznałem. A to, że napisałem nieobiektywnie to pobudka, to jest blog, miejsce wyrażania swych opinii.

  7. Wyrażasz tylko swoją opinie i nic innego cię nie obchodzi tak ? „Wszelakie teksty powstają tu z trzech powodów – dla ćwiczenia warsztatu pisarskiego oraz by sprawiać przyjemność czytającym i piszącym. Tak, by w przyszłości szanowni blogerzy zostali zauważeni i spełnili marzenie o pracy recenzenta na poważnie. By bez wstydu mogli dodać ten link do Curriculum Vitae.” a myślałem że recenzujesz jednak w konkretnych celach hmmm widocznie to kłamstwo. Pamiętaj że jak chcesz pisać do jakiejkolwiek gazety to samo wklejenie linku z tą stroną nie wystarczy, teksty które tu piszesz muszą być dobre, tez sobie zrobię stronkę pojadę w niej po komercji bo przecież wszystko co komercyjne = be i będę się łudził (zadajmy sobie w tym momencie pytanie czy wszystko co komercyjne jest złe ?(pyt. ret.) NIE! ale mieszanie z błotem komercji jest to bardzo tani patent na swego rodzaju „popularność” (chociaż i tak pewnie zrobiłeś to podświadomie) na dodatek pewnie myślisz sobie „jestem cool bo mam inne zdanie od większości”. Nie marz o byciu recenzentem jeśli nie znasz sie na rynku gier, i do tego piszesz takie gnioty a nie recenzje bo przepraszam inaczej tego nazwać nie mogę. Chcesz być recenzentem ? Samo granie i pisanie o grach które się tobie podobają nie wystarczy. Zacznij więc swoje ćwiczenie warsztatu pisarskiego od zagrania w Halo 1, Halo 2 i zrecenzowania Halo 3 bo tą serie traktuję się jak nierozerwalną całość i każdy recenzent w gazecie któremu dane było zrecenzować tą grę, grał wcześniej w poprzednie części.
    ps. ogólnie widzę że nie dopuszczasz do siebie jakiejkolwiek krytyki, „napisałem to i to jest dobrze i chu*”, nie jest dobrze mieć klapy na oczach…
    Koniec moich wypowiedzi, nie mam czasu ani już ochoty tutaj pisać.

  8. kurwa czy Ty nie rozumiesz, że wlasnie na tym ma polegac unikalnosc tego textu? Jak wyglada Halo 3 dla czlowieka ktory NIE zna reszty serii co jest CZESTYM faktem. Wystarczy ze porownasz ile sprzedalo sie ezgmeplarzy danej gry – nie kazdy zna trylogie. A Aras ocenil SINGLA. bo reklamowano FINISH THE FIGHT a nie FIGHT ON THE XBA

  9. najgorzej jak się komuś coś wydaje…
    ps. nie klnij bo się kolega na ciebie obrazi „arek nie lubi – wszelakich przejawów chamstwa, nieszczerości, osób posiadających dwa sumienia”.

  10. chamstem nie jest przeklinanie w momentach gdy to jest konieczne – a w stosunku do ciebie trzeba podkreslic odpowednim ladunkiem emocjonalnym, tak aby wbic cos ci do łba. Powiedz mi, gdzie, kurwa gdzie masz ocene na koncu tekstu? Inne recenzje na PG maja, Halo 3 nie jest ostatecznie ocenione. Zreszta miales sie zamknac. Wiec sie, kurwa zamknij i idź pogadaj z koleżkami jak to człowiek, który przyznał się że nie rozumie serii, nie ocenia jej ostatecznie, gra tylko w singla, nie zna się, nie rozumie serii i ocenia tylko singla. Odkryjesz Ameryke 😉

  11. „Po kampanii pełnej, co trzeba oddać, intensywnego strzelania mogę dać 8/10 na pewno nie więcej. ” widać nawet tekstu kolegi nie czytałeś ? Wiec daj sobie już spokój z pisaniem tutaj komentów ?

  12. „moge dać” – dał? Ocenił kampanię 🙂 Nie grę. Oceny nie wystawił grze, tylko kampanii, stąd brak oceny dla gry na PG. Bo mimo, że jestem fanem serii sam uważam, że kampania w 3 ssie 🙂 Nie ucz mnie, proszę, kiedy na blogu oceniamy grę.

  13. Cały bajer w napisaniu recenzji dla osób nie mających styczności z serią jest w tym, żeby chociaż trochę przybliżyć realia serii. Ja osobiście bardzo nie lubię, kiedy ktoś mówi o czymś, o czym nie ma pojęcia. Krytyka jest gud, słuchaj krytyki, bo może Ci pomóc, ludzie wyrażają swoją opinię z jakiegoś powodu. Ja podzielam zdanie Flahy, a skoro jest nas dwóch, to chyba trzeba się już z nami liczyć 😉

Dodaj komentarz