Retro: Rollergames

8-bitowa konsola Nintendo to prawdziwa kopalnia gier oryginalnych i świeżych nawet dziś. Nietypowe połączenia, chore klimaty, eksperymenty z gatunkami kopią mocno graczy nastawionych na coś ponad next-gen bitching. Jednak często w przypadku NESa sporą przeszkodą okazuje się zbytnia toporność, dziadowskie na dzień dzisiejszy wykonanie i przestarzała mechanika większości pozycji, co odstrasza wielu fanów starej szkoły chętnie taplających się choćby w grach ze SNESa czy Amigi. Na szczęście trafiają się gry, które nie dały się zbyt ugryźć zębowi czasu. Rolki+platformer+chodzona bijatyka? Rollergames, czyli NESowa klasyka w formie 😉

Sama gra jest związana oczywiście z show i filmem o morderczych rolarzach w obcisłych ciuszkach o których (podobnie jak o rollergirl) dla dobra czytelników wspominać więcej nie będę. Wersja na NESa nie jest jedyna grą pod tym tytułem jaką wydało Konami – pojawiła się również arcade’owa i jeszcze bardziej zapomniana pozycja pod tym samym tytułem. Ważne jest jednak to, że ten 8-bitowy i niezbyt znany przez graczy kawałek kodu bawi.

Pozycja oferuje nam do wyboru trzy drużyny co przekłada się oczywiście na trzy postacie: osiłka, pana wypośrodkowanego oraz gorącą i rozpikselowaną rollergirl. Na naszej drodze stają oprychy obojga płci, psychole z koktajlami mołotowa, mutanty i otoczenie. Tak – rury wylewające olej, kanały plujące wodą, masa przepaści i strome zbocza umilają nam życie jeszcze bardziej od wrogów. Gra w mniej, lub bardziej udany sposób starała się stworzyć atmosferę wielkich zawodów i epickiej walki co dziś kończy się jak najszybszym naciskaniem start, aby przejść do samej gry. I co ciekawe jest do czego przechodzić.

Pozycja oferuje interesującą perspektywę połączenia kilku gatunków. Otóż zasuwając przed siebie na rolkach musimy unikać przeszkód, klepać się z przeciwnikami i skakać ile wlezie. Dane sekcje jak i całe levele dzielą się na dany typ rozgrywki przez co nie jest nudno. Zresztą na czterech z sześciu leveli mamy pełną kontrolę nad naszym zawodnikiem, podczas gdy we dwóch ekran automatycznie prze w prawo wymuszając zmianę taktyki i gameplayu. Raz zasuwamy większość planszy klepiąc oprychów, po czym po chwili zatrzymujemy się na jednym ekranie na większą ilość pojedynków z mocniejszymi wrogami. Inny level prezentuje nam autostradę, gdzie omijamy przeszkody i zabijaków po czym uciekamy helikopterowi atakującemu nas z miniguna. Wreszcie pojawią się tez sekcje czysto zręcznościowo- platformowe (mierzenie skoków, nabieranie prędkości) i pojedynki z bossami. Gra oferuje kilka ciosów na krzyż i skoki mimo to jest naprawdę miodna. Co prawda do River City ma całe lata świetlne, lecz bawi do dziś.

Albo i nie bawi. Bo tytuł jest cholernie hardcorowy – zwykłe etapy, każda walka oraz potyczki z bossami to kawał ciężkiego graczowego chleba. Najgorsze są jednak skoki, które wymagają perfekcyjnego timingu oraz zapamiętania planszy i wszystkich „niespodzianek”. Niektórych to jara, inni załatwiają sprawę grając na emulatorze, reszta odpuszcza. Gra jest strasznie jechana przez wielu NESowców za niewielka paletę kolorów, małą ilość ciosów, krótki czas gry i hardcorowy poziom trudności. Dla mnie to jednak znak tamtych czasów i arcade’owość, która uwielbiam. Graficznie jest całkiem znośnie, o dźwięku nie ma co wspominać, jednak muzyka jest w miarę O.K. Taki dobry, zapomniany tytuł, który nie spowoduje wypieków na twarzy, jednak dziś będzie bawił lepiej niż wiele hitów z NESa, które w gorszy sposób zniosły upływający czas. Miła gra, warto sprawdzić jako przerywnik od dużych produkcji. Tych nowych jak i tych całkowicie staroszkolnych.

cookiecrusher

Jedna uwaga do wpisu “Retro: Rollergames

Dodaj komentarz