Beyond Good & Evil [Ps2,X,GCN,PC]

Mobilizacja tytułem wstępu

Dobrze wiem, że nie kupiliście tej gry, przeoczyliście ją, i udajecie, że nie istnieje. Dlatego bardzo miło mi poinformować, że jest to wielki błąd, ba – to Mount Everest wśród błędów gracza. Przygoda na pięknym cyfrowym archipelagu, w otoczeniu fantastycznych istot to rzecz wyjątkowa, nie zależnie od platformy na której ją przeżyjemy. I nie, Ubisoft mi za reklamę nie płaci, mam w tym swój głębszy interes… najzwyczajniej chciałbym ujrzeć w kontynuację 😉

O co całe halo?

Na pewno nie o kolejną grę action- adventure, ale powolutku… BG&E ciężko podporządkować pod jakikolwiek konkretny gatunek, choć najbliżej jej do przygodówki. W obecnych czasach twórcy strasznie mieszają gatunki i nie zawsze się to klei, tu na szczęście nie ma tego problemu. Ten szpil stoi plastycznością świata i rozgrywki, to idealnie przyprawiona potrawa. Powariowano ze skradaniem się, walką, eksploatacją świata, free-roamingiem, wyścigami, cykaniem zdjęć, platformówką, i to jeszcze nie koniec wyliczanki. Grając cały czas czuć płynność przygody, to że gra się coś kompletnego a nie w zlepek minigierek zespawanych jakąś tam fabułą.

Jeśli nie ‘jakąś tam’ to jaką? Już pisze; nasza heroina, zwinna, zielonousta dziewucha Jade wraz z wujkiem Pey’em (który notabene jest prosiakiem-mechanikiem), mieszkają na wysepce z latarnią morską i prowadzą coś na kształt domu dziecka, jeżeli to czym się opiekują nazwiemy dziećmi 😉 . Jednak życie to nie bajka i planetę Hyllis często odwiedzają ‘goście’ w postaci złych, fe i brzydkich kosmitów. Teoretycznie nic nie grozi naszym bohaterom bo mają pole siłowe chroniące ich dobytek, jednak trzeba rachunki płacić inaczej: nie będzie prądu (to się nazywa realizm w grach!) – nie będzie pola – będzie peszek

W pierwszych minutach gry jesteśmy świadkami takiego peszka, i wraz z naszymi bohaterami (przez większość czasu mamy dwie postaci pod kontrolą) ruszamy zadbać by już nigdy taki brak prądu nie miał miejsca. Wcześniej trzeba jeszcze przepędzić od dzieci kosmitów, którzy skorzystali na chwilowym braku energii, i zaatakowali nasza wysepkę. Jednak nie wszystko jest takie jak się wydaje i zwykła robota przemienia się w test, a ze zwykłego zadania robi się niesamowicie barwna przygoda, w której poznamy dokładnie co stoi za najazdami obcych. Zajmiemy się szerzeniem propagandy anty-rządowej, będzie też miejsce na osobistą wycieczkę po wspomnieniach postaci dzięki której poznamy przeszłość Jade i Pey’a, a żeby jeszcze tego było mało to zagramy w cymbergaja 😉 wszystko zgrabnie, plastycznie i wiarygodnie połączone, nic tylko grać i obserwować wydarzenia jednego z bardziej wyjątkowych scenariuszy na past-genowe sprzęty.

Ale jak to się robi?

Przez około 10 godzin w Hyllis (są bonusy, można dłużej) poruszamy się po otwartym świecie, złożonym z akwenów, miasta wyglądającego jak Stambuł na wodzie (albo arabska Wenecja, w każdym razie jest oryginalnie, pięknie, klimatycznie), różnych wysp, jaskiń, fabryki, kanałów a na końcu… zresztą zobaczycie sami gdzie dolecicie. Pomiędzy tymi miejscówkami przemieszczamy się poduszkowcem który najlepsze lata ma za sobą, jednak dzięki pomocy działających na czarnym rynku rasta- nosorożcy- mechaników (tak wiem jak to brzmi) i ten problem rozwiążemy.

Nawiązując do rasta- nosorożcy należy wspomnieć właśnie o wspaniałym feelingu gry, przedstawionym tu tyglu ras, narodowości, odmienności. Każdy, nawet NPC, wyróżnia się tutaj czymś z tłumu, i uwierzcie na słowo, że wcale nie razi infantylnością świat zasiedlony przez takich pół ludzi pół zwierzęta (fachowa nazwa: Demi-humans), tu wszystko wydaje się być na swoim miejscu, jest barwnie ale nie przekolorowanie. Ktoś po prostu umiał się odpowiednio pobawić konwencją, odrobiną groteski, humoru i przerysowania pewnych cech, brawa dla pana Ancela, to w końcu jego projekt. Widać tu co krok ‘europejski filtr’ nałożony na wszystkie elementy tego cyfrowego świata. Trudno to opisać ale myślę że wiecie o co chodzi – grę robili szalenie zdolni Europejczycy, po europejsku i to widać. Stary kontynent może się pochwalić ogromnym dziedzictwem kulturowym i fajnie czasem zobaczyć takie nawiązania do jej spuścizny w grze. Zwłaszcza gdy w tej branży dominują tępi amerykanie i zboczeni japończycy, którym daleko do ułańskiej fantazji, francuskiej miłości, angielskich chuliganów, i greckich wesel 😉 .

Beyond G&E dzieli się na dwa główne elementy- eksploracje wybranych miejscówek na nogach naszych bohaterów w klasycznym tpp oraz podróże po akwenach naszym poduszkowcem. Obie sprawy są miodne, niesamowicie przyjemne (o! To określenie idealnie pasuje do tej gry) i urozmaicone. Warto wspomnieć o świetnym zachowaniu wody i podsterowności naszego bolidu oraz o zabawie która towarzyszy nam w każdym momencie przygody- robieniu zdjęć.

Say Cheeeeeees

Bo i jak opłacić te ‘ukochane’ rachunki? Jest na to sposób; dostajemy informację od naszego towarzysza, że rząd planuje zrobić spis wszystkich gatunków zwierzaków planety Hyllis. Ruszamy, więc z naszym aparatem w teren, cykamy foteczki i wysyłamy mailem do zatwierdzenia- jeżeli uchwycimy wszystko tak jak trzeba to widzimy słodki przelew pieniążków na nasze konto. Sterowanie to, to co większość z nas zna z gier z serii the Legend of Zelda. W górnym rogu ekranu cały czas widzimy informacje na temat akcji które możemy aktualnie wykonać danym przyciskiem- prosto, elastycznie i czytelnie, jeżeli pierwszy raz ma się kontakt z takim rozwiązaniem to nie ma problemu, człowiek się w tym odnajduje instynktownie. A wspomniany aparat umożliwia przy okazji widok fpp, zoomowanie i skanowanie terenu, miło.

Takie rozwiązanie kwestii sterowania sprawdza się idealnie w przygodzie złożonej z tak wielu elementów, nie raz będziemy musieli stanąć do walki, przekraść się za plecami wroga, wziąć udział w szalonym pościgu czy tez po prostu pozwiedzać miasto i zagadać do jego mieszkańców. Ci również są czymś więcej niż szarą masą- nasze poczynania odsłaniające spisek obcych i władzy, mają przecież oddźwięk w opinii publicznej. Słyszymy to, przechadzając się po ulicy, w rozmowach przechodniów, szeptach, szmerach, nawet w wiadomościach! Czyż nie jest wyśmienicie?

Zastrzeżenia można mieć co do długości gry, jak już wspomniałem jest to ok. 10 godzin za pierwszym razem, wydaje się trochę mało, z drugiej strony otrzymujemy barwną i wyjątkową przygodę bez zbędnych dłużyzn i frustrujących momentów. Tu gramy i się relaksujemy, obserwujemy mały ale złożony z pasujących do siebie, ciekawych i barwnych elementów świat. Bez hardcore’owych combosów dla wirtuozów joypada i wymagających znajomości filozofii Nietschego scenariuszy oraz zagadek pokroju sinusa kąta alfa (dla mnie to jest od lat nieodgadnione).
Tu się chce po prostu spacerować po zero-jedynkowej trawie, robić zdjęcia, wejść do baru, poobserwować ruch na rynku miasta, popytać ludzi co sadzą o obecnej sytuacji i najazdach obcych. Przystanąć na skraju skarpy naszej latarni, wyczekać aż załączy się odpowiedni motyw muzyczny i poobserwować jeden z piękniejszych cyfrowych zachodów słońca, a gdy już ogromna kula gazu utonie za horyzontem, unieść głowę w górę i przyjrzeć się konstelacjom gwiazd (tak takie szczególiki też są tu uwzględnione!).

Pomiędzy dobrem a złem

BG&E znakomicie pokazuje, że gra nie musi być ogromna i skomplikowana, by cieszyła nawet najwybredniejszych graczy. Zbudowanie mniejszego ale naprawdę żyjącego świata daje, doskonały efekt, i ani przez chwilę nie myślimy o jakiś głupich niedoróbkach których po prostu brak w tym dopieszczonym produkcie.

Z perspektywy czasu oprawa nie straciła nic z uroku, odpowiedni voice acting, lekko komiksowy design nie silący się na dosłowność i realizm, i podkreślająca klimat muzyka przecież nigdy nie wyjdą z mody. Tak samo jak z mody nie wyjdą oryginalne pomysły i urzekający klimat, jeśli tylko damy znak twórcom gier, że na takie coś czekamy!

A można to zrobić tylko w jeden sposób: grając właśnie w takie gry jak Beyond Good & Evil. W niewielkim uniwersum zamknięto masę postaci z których każda posiada swój styl bycia, sposób w jakim rozmawia, swoje życie. Nie raz widzimy ścierające się charaktery naszej Jade, jej świńskiego kompana oraz oddanie ich kolejnego towarzysza- HH, który jest nowoczesną wersją Don Kichota. Humor, klimat i pomysłowość to są właśnie gwiazdy pod którymi narodziła się ta produkcja, czy warto jeszcze zwlekać z jej sprawdzeniem? Co to za pytanie, rasta- nosorożcy- mechaników się przecież tak łatwo nie spotyka 😉
.

cascad

6 uwag do wpisu “Beyond Good & Evil [Ps2,X,GCN,PC]

  1. Hehe, każdy kto nie grał w BG&E nie wiem na co jeszcze czeka 😀 Dobra recka, zachęcająca do zbadania tej świetnej pozycji, budująca fajny klimat :] No Aras imo najlepszy wpis po Anime 🙂 pozdrawiam pit

  2. Piękna gra… jednak od wersji PCtowje w połowie gry odrzucił mnie bugi, ale obiecałem sobie, że jeśli kiedys będe miał konsolę potrafiącą to cudo odpalić – bedzie to jedna z pierwszych 10 gier w jakie na niej zagram! 🙂

  3. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego ludzie tak się tą grą podniecają. Nie widzę w niej nic, co skłaniałoby mnie do bicia pokłonów Ancelowi. Dla mnie to po prostu ‚fracuska podróba Zeldy’. Ancel bardzo by chciał tworzyć gry magiczne, rodem z Nintendo, ale po części nie umie, a po części nie ma na to funduszy. Tak czy inaczej, Beyond Good & Evil to gra bez cienia wątpliwości warta uwagi. Niech nikt jednak nie twierdzi, że jest boska – zbyt wiele tutaj uproszczeń, zbyt wiele tutaj chały fabularnej (tak, uważam, że fabuła tej gry jest kiepska) i w końcu zbyt mało tutaj cukru w cukrze, czyli czystego gameplay’u (nie, nie uważam, żeby 10 godzin rozgrywki b yło OK, tym bardziej że ja skończyłem po 7).

  4. Pingback: Beyond Good & Evil 2 TEASER « Peace Grenade

  5. Pingback: Alle Tanie Granie « Peace Grenade

Dodaj komentarz