Ghost in the Shell: Stand Alone Complex

Masamune Shirow, Mamoru Oshii, Kenji Kamiyama. Wyjątkowo utalentowani ludzie, których większość osób w najlepszym przypadku skojarzy najwyżej z Japonią, w najgorszym z ‘jakimiś Chińczykami’. Trudno się dziwić, sam gdyby nie ma fascynacja, wciąż nie do końca uznaną sztuką, anime też bym owego tria nie znał. Bo niby skąd, z pudelka.pl? z Faktu? z Vivy? Z tego co wiem, akurat tam jeszcze ich nie było.
Ponieważ tak zasłużone nazwiska są tak powszechnie nieznane, wypada zrobić im króciutkie przedstawienie: pan Shirow to człowiek, który na zawsze wpisał się zarówno w historię cyberpunku jak i świata komiksu, tworząc swe magnum opus: The Ghost in the Shell. Na podstawie jednego z wątków zawartych w kultowej mandze pan Oshii nakręcił w 1995 roku pełnometrażowy film, który do dziś poraża perfekcją swego wykonania – w takim stopniu, że staje się jedną z ikon anime (tak, on a nie Dragon Ball i Pokemony). Kolejną adaptacją świata Ducha w Pancerzu staje się 26cio odcinkowa seria telewizyjna, którą na swe barki wziął pan Kamiyama.

Trójka dżentelmenów połączonych pracą nad jednym uniwersum, od najkompletniejszego (co oczywiste) papierowego oryginału, przez film stanowiących właściwie traktat filozoficzny, do serialu skupiającego się na otoczce detektywistyczno-sensacyjnej. Właśnie tej ostatniej formie poświęcony jest ten tekst.

a.d.2030

Wizja przyszłości, jak przystało na japończyków, wygląda niczym mokry sen high-endowego gadżeciarza. Wszędobylskie androidy, roboty, powszechne wśród ludzi cyborgizacje, kamery, charakterystyczne ‘sloty’ na karku, (stąd ukradli je Wachowscy na potrzebę swego Matrixa, zresztą nie tylko to) kamuflaże termooptyczne i nieprzerwany dostęp do sieci… ze swej głowy… z cybermózgu.
Pomimo iż owy świat jest tak zaawansowany technicznie to nie odbiega zbyt daleko od tego co znamy z czasów dzisiejszych, a na pewno nie tak jakby się mogło wydawać. Reżyser czuwał nad tym by scenarzyści i graficy nie popadli w zbytnią przesadę. Według dostępnych powszechnie danych GitS:SAC dzieje się w roku 2030. Zdawano, więc sobie sprawę z tego, że np. wieżowce budowane dziś dalej będą stać w tym okresie. Zobaczymy też normalne domy i samochody, broń, nawet pola uprawne – tak by nie czuć się zupełnie obco w tym uniwersum. Postęp postępem, nowe technologie grają tu pierwszoplanową rolę, jednak cała reszta elementów je bardzo skutecznie tonuje. Taki sprytny zabieg stylistyczny wyszedł dobrze do tego stopnia, że większość osób oglądających serial nawet go nie zauważa. A wbrew pozorom stworzyć futurystyczne realia, w których widz nie czuje się zagubiony i może się bez problemu odnaleźć nie jest łatwo. Całe to łączenie S-F z codziennością udało się nad wyraz plastycznie a to dopiero pierwszy kamień na kopcu z którego usypany jest sukces serii.

Get 9

Największym i najważniejszym są – nie inaczej – postacie. Wraz z rozwojem Internetu i powstaniem cybermózgów, stare problemy ludzkości zastąpiły nowe. W globalnej sieci w każdej sekundzie pojawiają się kolejne eksabajty (10 do 18) danych i pewnym jest, że przed potopem zer i jedynek nie uchroni już ludzkości żadna arka. Siłą rzeczy, hakerstwo wkroczyło w nową erę. Powstać musiały zatem konkretne oddziały wyspecjalizowane do walki z cyberterroryzmem. Jako widzowie będziemy światkami działania elitarnej sekcji dziewiątej bezpieczeństwa publicznego. Małej aczkolwiek niesamowicie sprawnej jednostki, walczącej z wrogami państwa zarówno w świecie fizycznym jak i wirtualnym. Skład złożony z samych wybitnych specjalistów, byłych żołnierzy i hakerów został powołany do życia by reagować na zagrożenie w pierwszej kolejności, będąc niemal o krok przed zamachowcami.
Tak efektowne działanie zawdzięczają najlepszemu sprzętowi i oprogramowaniu niedostępnym dla zwykłych śmiertelników ale i, przede wszystkim, swemu szefowi – Daisuke Aramakiemu.

Aramaki to podstarzały człowiek, który przenikłością umysłu, umiejętnościami dyplomacji czy znajomością realiów politycznych zdecydowanie wybija się ponad przeciętne jednostki. Jego doświadczenie i znajomości zapewniają członkom ‘dziewiątki’ kolejne minuty i sekundy przewagi na polu walki. Zresztą, Aramaki, zawsze stawia bezpieczeństwo podopiecznych na pierwszym miejscu dzięki czemu zaskarbił sobie ich szacunek i bezgraniczne zaufanie. Za to w otoczeniu polityków, swą uczciwością, zdobył sobie zapewne więcej przeciwników niż zwolenników. Na pewno jest bardzo niewygodną postacią dla każdego przekupnego urzędnika. Branie na siebie całej ‘oficjalnej’ otoczki śledztwa, sprawia że jego ludzie mogą bez obaw skupić się na tym co robią najlepiej – na działaniu.

Tu pierwsze skrzypce gra, ulubienica tłumów – przemądrzała, introwertyczna, cyniczna – Major Motoko Kusanagi. Dowodzi całym oddziałem podczas akcji, rozdzielając zadania i wyznaczając pozycje. W siedzibie stanowi główne wsparcie Aramakiego. Niewiele o niej wiadomo a to jak bardzo jest ‘chłodna’ czyni z niej, paradoksalnie, tak powszechnie lubianą postać. Jej siła jest wręcz wyczuwalna (głos, ton, postawa, spojrzenie), do tego stopnia, że choćby nie wiem co się działo nie ma wątpliwości, że Motoko sobie poradzi. Stuprocentowa profesjonalistka, pełna powagi. Działa perfekcyjnie, w czasie każdej operacji biorąc na siebie najtrudniejsze zadania. Jako jeden z najwybitniejszych hakerów świata, o ponad przeciętnej inteligencji, wyjątkowych zdolnościach bojowych i ciele modelki jest ‘twarzą’ GitS, trudno się dziwić.

Największego, aktywnego wsparcia zwykle udzielają jej Batou – były żołnierz amerykańskich Rangersów i Togusa – młody, świetnie zapowiadający się detektyw zwerbowany przez dziewiątkę. Oboje stanowią dla siebie przeciwieństwo; jeden by najchętniej nie schodził z pola walki rozwiązując wszystko siłą, podczas gdy drugi opiera się głównie na swej dedukcji, przeczuciu i ostrożności. Różni ich również to, że eks-komandos ma całkowicie cybernetyczne ciało a były policjant nie posiada prawie w ogóle ‘ulepszeń’ (bardzo powszechnych w świecie GitS), będąc ich stanowczym wrogiem. Zaangażowanie w każdą sprawę mają jednak na równym poziomie, z całych sił starając się jak najszybciej ją rozwikłać.
Togusa wyróżnia się na tle reszty członków sekcji robiąc wrażenie tradycjonalisty, ma dom, żonę, córeczkę… właściwie żadna inna postać nie została przed widzami tak ‘odkryta’ jak on. Od początku budzi sympatię jako normalny człowiek, ze swymi normalnymi problemami stanowiąc kontrast dla reszty ekipy będącej co by nie mówić – profesjonalnymi mordercami 😉 To, że poświęcono mu tyle uwagi wypada bardzo na plus, a jego odmienne spojrzenie na większość spraw nie raz nadaje pędu śledztwom.
Batou działa bardzo impulsywnie, mając wybuchowy charakter, choć i tak zawsze kieruje się dobrem swych towarzyszy broni. Potężna siła, pełne wsparcie i niewyparzona gęba – tak najkrócej można go opisać.

Resztę zespołu uzupełnia Ichikawa, specjalista od technologii i zdobywania oraz szyfrowania informacji. Jeżeli ktoś może odnaleźć zagubione/zaszyfrowane dane, potrzebne do kontynuacji sprawy to tylko on. Jest też najstarszym członkiem sekcji i wydaje się mieć największy dystans do swej pracy. Ciekawe jest to jak dobrze zna humory i zachowania pani Major. Bez jego umiejętności analizy i szperania w rządowych danych dziewiątka nie zdziałałaby za wiele. Mimo iż sprawnością fizyczną odstaje od reszty członków sekcji (praktycznie nie bierze czynnego udziału w akcjach) to stanowi doskonałe wsparcie ‘na odległość’.

Najczęściej współpracuje z nim Borma – człowiek od substancji wybuchowych i ciężkiej broni. Borma zwykle dba o tyły partnerów podczas akcji, odwalając czarną robotę. Niewiele więcej można o nim napisać (no może, jeszcze to, że jako jedyny może dorównać Batou pod względem wzrostu i siły) w całym SAC najczęściej przewija się w tle swych towarzyszy. Podobnie jak o Pazu, który nie ma konkretnej specjalizacji, za to nie ma też takiej dziedziny w której by wyraźnie odstawał od reszty. Może się podjąć praktycznie każdego zadania. Podejrzewany był o współpracę z Yakuzą (jego koszula i charakterystyczny garnitur, w sumie to potwierdzają). Cichy typ, zapalający jednego papierosa od drugiego. Człowiek zagadka. Stawkę zamyka Saito – były najemnik, sniper, osobiście zwerbowany przez samą Major. Jedna z niewielu osób, które wyszły z pojedynku z nią żywe. Podległ cyborgizacji w bardzo niewielkim stopniu, choć dzięki owej ‘wymianie’ ramienia i oka jego zdolności snajperskie wskoczyły na niebywały poziom. W każdej sytuacji zachowuje zimną krew. Potrafi myśleć jak wróg i znajdować pozycje na których się ukrywa. Ekspert.

Wymyśliłem sobie na to sposób…

Jak widać w Sekcji Dziewiątej nie ma miejsca dla przypadkowych ludzi, nie ma go też na przypadkowe śledztwa. Twórcy serialu przyznają, że była to jedna z głównych zasad patronujących pracy nad SAC. Pisanie każdego odcinka powiązane było z pytaniem, czy w ogóle ‘takie dochodzenie miałoby sens?’, czy stanowiłoby wyzwanie dla grupy takich specjalistów popartych ogromnych wsparciem prawnym, technologicznym i finansowym. Zaprojektowanie przeciwnika, godnego ekipy Aramakiego i wymyślenie śledztwa, którego nie rozwiążą w 5 minut było wyzwaniem, z którego scenarzyści spisali się perfekcyjnie.

Cały serial dzieli się na dwa typy odcinków: Stand Alone i Complex. Pierwszy to małe, zamknięte historie – wprowadzające widza w realia GitS, sposób działania dziewiątki i co najważniejsze, pozwalające przyjrzeć się bliżej głównym bohaterom. W każdym przemycono sporo informacji na ich temat oraz skonfrontowano ich z problemami, które istnieją nie tylko w rzeczywistości ale i w ich psychice. Za to Complex Episode’s są zupełnie inne i składają się na jedna, wielką sprawę, ciągnąca się aż do zakończenia serii (razem stanowiłyby konkretny film). Sprawę Człowieka Śmiechu (Laughting Man) – hakera klasy super A, trudniącego się szantażem korporacyjnym, którego… nikt nigdy nie widział.

Jak to możliwe by w tak otoczonym kamerami i podpiętym do sieci, wciąż kontrolowanym społeczeństwie ktoś mógł bezkarnie robić przewały na najwyższym szczeblu nie dając się złapać praktycznie całemu państwu? Otóż właśnie wykorzystując ową ‘przesadną’ komputeryzację. CŚ tak wybitnie i z taką łatwością przełamuje wszelakie zabezpieczenia elektroniczne, że jest w stanie włamywać się do cyber-mózgów innych ludzi. Przemawia wtedy ich słowami, albo sprawia że nie są w stanie go zobaczyć hakując ich wzrok (sam Batou, ma go nawet raz na muszce… aż nagle ‘znika’). Trikiem jakim zasłynął jest uprowadzenie prezesa Serano, podczas którego, przed telewizyjną kamerą w czasie rzeczywistym z’hakował mózgi wszystkich ludzi go otaczających oraz całą transmisję tak, że zamiast jego twarzy każdy widział charakterystyczny, uśmiechnięty avatar, niczym z forum Internetowego. Było to niesamowicie zuchwałe, przynoszące mu sławę i dowodzące geniuszu przestępstwo.

Dlaczego owy prezes zasłużył na takie zamieszanie wokół swej osoby i przystawienie pistoletu do skroni na oczach milionów? Ach… tu właśnie przechodzimy do sedna SAC czyli political-fiction na wybitnym poziomie, przemyślanym w każdym szczególe. By je zrozumieć należy poznać trochę historii: gdy cyber-mózgi wchodziły do użytku, wraz z nimi pojawiła się tajemnicza choroba (stwardnienie cyber-mózgowe) na którą nie można było znaleźć skutecznego lekarstwa. Niestety okazała się śmiertelna i wcale nie rzadka. Raczkująca ówczas technologia leczenia mikromaszynami nie mogła sobie z ową doległością poradzić, wtedy doktor Murai odkrył pewną szczepionkę… praktycznie w stu procentach skuteczną. Problemem było tylko to, że nie był w stanie dojść do tego na jakiej zasadzie ona działa, ‘po prostu’ leczyła. Przez ową tajemniczość specyfik nie został zaakceptowany przez rząd i wpisany do rejestru leków. Dzięki takiemu obrotowi spraw rynek mikromaszyn zaczął się prężnie rozwijać, na czym przede wszystkim zależało rządowi. Kolejne przelewy gotówki od ludzi którzy wierzyli, że zostaną uleczeni budowały potęgę wielkich korporacji, fundując nie tylko nowe, użyteczne wynalazki ale i drogie limuzyny, wille, szampany. Wiele osób zginęło lecząc się w niewłaściwy sposób… Człowiek Śmiechu zaczął terroryzować firmy zajmujące się mikromaszynami zmuszając je do przyznania się do prawdy. Oczywiście fakty dotyczące nie wprowadzonej, a skutecznej, szczepionki nigdy nie dotarły do opinii publicznej.
Smaczku całej sprawie nadaje jeszcze jeden istotny szczegół, Hisashi Imakurusu – osoba z samego szczytu państwa, która osobiście nie dopuściła do użytku leku Murai’a,– wiedząc, o tym, że choruje na stwardnienie cybermózgowe – sama się nim leczyła! Dowody na to znajdują się w jednym jedynym rejestrze, w którego posiadanie wszedł…

Dość już tych szczegółów dotyczących głównego wątku, wydaje mi się. że i tak za dużo napisałem. W każdym razie jasno widać, że sprawy w jakie wplączą się nasi bohaterowie to wałki na najwyższym możliwym szczeblu. Skandal polityczny i obyczajowy, który odbije się echem na całym świecie. Dojście do tego kto za nim stoi jest fascynującym widowiskiem. Tym bardziej, że osoby z przeróżnych departamentów, trzymające władzę, przypatrują się działaniom ludzi Aramakiego i to niekoniecznie przychylnym okiem. Gdy członkowie dziewiątki podczas tropienia CŚ wpadają na rewelacje dotyczące rozwoju technologii mikromaszyn , sami stają się niejako wrogami rządu. Dochodzi do drastycznych cięć i konfrontacji, zaczyna się do dramatyczna walka o to by prawda nigdy nie ujrzała światła dziennego. Otwarta wojna między oddziałami, polowanie na ludzi i końcowy zwrot fabuły to jedno z najbardziej zapętlonych i zaskakujących mistrzostw świata animacji, że tak pozwolę je sobie określić. Widok skąpanej w deszczu Motoko Kusanagi, przepełnionej szałem, walczącej z mobilnym pancerzem marynarki wojennej musi zrobić wrażenie. A to jeszcze i tak nie jest apogeum całej serii (ale tego to za skarby świata nie zdradzę) Takich scen jak w Stand Alone Complex po prostu nie ogląda się w co drugim filmie, tak samo jak i takich intryg i postaci.

…będę udawał głuchoniemego

Praca przy tak ‘czułej’ licencji jak GitS wymaga wielkiej konsekwencji i precyzji. Każdy fan, rozpieszczony mangą i pełnometrażówką oczekuje od kolejnych dzieł z tego uniwersum praktycznie jednej rzeczy – perfekcji. W każdym calu, w każdej sekundzie… pisanie dialogów, projektowanie świata, broni, postaci, elementów codziennego użytku, stworzenie historii w każdym calu spójnej, rozplanowanie najdrobniejszego gestu postaci, podkładanie głosów – całość musi być kompletna. Nie ma tu miejsca na odstępstwa. Serial telewizyjny rządzi się jednak innymi prawami, tworzenie animacji niespełna dwugodzinnej a 26ciu odcinków pełnych akcji robi różnicę. Oprawa SAC wypada mimo wszystko porządnie a i nie raz potrafi zaskoczyć, zwłaszcza przy efektach świetlnych i konkretniejszej demolce. Oglądając kolejne odcinki żałujemy wręcz tego że nie ma tu więcej walki – wszystkie sceny pokazujące bezpośrednie starcia mają w sobie pełno mocy. Śliczne kopnięcia Motoko, po których przeciwnikowi powinna odpaść głowa, szczególnie. Dochodzą do tego nie raz potężne wymiany ognia rozsądzające nabojami cały ekran.

Najwięcej pracy zostało włożone w tła, prezentujące się szczególnie efektownie (panorama miasta, autostrady, mosty, wnętrza barów) postaci to już inna bajka. Postawiono na twarde, mocno kontrastujące kreski. Charakterystyczne aczkolwiek bez przesadnej szczegółowości – ogólnie wszystko co powinno się znaleźć na ekranie się znalazło. Animacje komputerowe mają swój niemały udział w kolejnych odcinkach (nawet do tego stopnia, ze człowiek za nie odpowiedzialny narzekał, że miał mieć dużo mniej pracy 😉 ). Całość dobrze ze sobą współgra tworząc konkretne widowisko. Na pewno graficy szczytów nie osiągnęli, po GitS można było spodziewać się więcej, aczkolwiek ciężko mi wskazać jakikolwiek wadliwy element oprawy. Choć, tak na siłę, to design pani Major lekko odstaje od reszty postaci. Nie tyle samą jakością co tym, że paraduje cały czas bardziej odsłonięta niż mniej. To chyba jedyny film, w którym takie ujęcie głównej bohaterki mi przeszkadza 😉 świecenie pupą trochę dziwnie wygląda na tle takiej intrygi i zdecydowanie bardziej wole ujęcia pokazujące ją w normalnych spodniach czy kombinezonie bojowym – w nich i tak widać już wystarczająco pełny biust i idealną talię. Komu jeszcze będzie takie coś przeszkadzać to już kwestia gustu i estetyki.

Anioły i demony krążyły nade mną,

Przed zagłębieniem się w świecie przesiąkniętym polityką i akcją widzowie uraczeni zostają przysłowiową (którą to już?) tortową wisienką. Całkowicie trójwymiarowe intro, podążające w takt melodyjnej a zarazem dynamicznej piosenki rosyjskiej wokalistki wypada niezwykle oryginalnie i sprawnie przygotowuje widza na dalsze wydarzenia. Yokko Kano (autorka muzyki do serii) uznała, że zwykły j-popowy czy rockowy utwór nie pasowałby do tak wyjątkowego tytułu, a i jazz jakoś by się kłócił z jego ideą. Zafascynowana głosem Origi, zapragnęła z nią współpracować już dawno temu, los chciał że się to udało przy okazji tworzenia SAC. Yokko bardzo zależało na tym by piosenka tytułowa nie była zwykłą recytacją, zatem zrezygnowano ze śpiewania jej po japońsku a nawet po angielsku. Zlecona za to wokalistce by sama napisała jej tekst. Tak by przy jego wykonywaniu ‘słowa wychodziły wprost z duszy’, by nie było w niej nic sztucznego.
Wybaczcie, że rozpisuję się na cały akapit o tak cząstkowym elemencie anime jak jego intro, ale chcę pokazać jak wygląda praca przy tytule tego kalibru. Perfekcjonizm, profesjonalizm i 100% zaangażowania. Ciężko takiego wypieszczenia nie doceniać, nie poświęcać mu paru linijek tekstu. Nawet sama trójwymiarowa animacja mimo iż postarzała się od roku 2002 to dalej pokazuje kunszt grafików. Technika poszła na przód, teraz wszystko by wyglądało dużo lepiej i naturalniej ale nie widzę też powodów do narzekań. Wirtualną Japonie przyszłości, przemykające po nich czołgi i boski błękit nieba, z tej czołówki, należy po prostu zobaczyć. Inner Universe najzwyczajniej rządzi.
Cała strefa muzyczna tworzona była z głównym nastawieniem na to by oddać relację między obecnymi na ekranie bohaterami, lub ich myśli, coś czego nie odczytamy bezpośrednio z obrazu. Efekt owszem został osiągnięty, jednak połowicznie. Wyłapią go tylko osoby dobrze znające resztę dzieł z GitS. Cała reszta widzów otrzyma profesjonalną ścieżkę dźwiękową, doskonale dopasowaną do tępa akcji. Najlepsze serie anime zawsze posiadały konkretne soundtracki, SAC tylko to potwierdza.

Tylko niezdolni usłyszeć ich wołania,

Wydawać by się mogło, że w tekście jest już wszystko co musi się znaleźć; opis postaci, fabuły, realiów świata, technologii, warstwy graficznej i muzycznej, a tak naprawdę to… nic nie napisałem.
Przeoczyłem np. Tachikomy – czołgi towarzyszące członkom dziewiątki w każdej akcji, która wymaga sporej siły ognia. I to ‘towarzyszące’ w stopniu dosłownym, bo nie potrzebują bezpośredniego sterowania, posiadają własne SI, przyjmują głosowe polecenia, dyskutują, analizują nawet fakty dzieląc się potem doświadczeniami. Mimo wprowadzania głównie elementów humorystycznych do serialu (zachowują się bardziej jak szczeniacki niż maszyny bojowe 😉 ) tak naprawdę są kolejnym puzzlem zmuszającym do refleksji. Od pewnego momentu ciężko jest stwierdzić czy ich układy scalone nie zyskały możliwości własnej oceny sytuacji, czy nie zaczęły indywidualnie rozważać zdarzeń, nie nabyły… osobowości? A może duszy? W chwili gdy zaczynają wysuwać własne teorie na temat funkcjonowania świata, ciężko jest traktować je jak przedmioty.
Słowem nie wspomniałem też o tak ważnych pojęciach jak Japoński Cud (the Japanese Miracle) czy Interceptory. Oba terminy są ściśle powiązane z rynkiem mikromaszyn. ‘Zapomniało mi się’ również o tym, że Człowiek Śmiechu jest tu prawdziwym fenomenem kulturowym. Jego charakterystyczny avatar stał się symbolem nieuchwytności – grania na nosie wysoce ułożonemu i zorganizowanemu społeczeństwu. Czapki, kurtki, plecaki, koncerty muzyczne – wszystko w towarzystwie uśmiechniętego logotypu. Mania urosła do takich rozmiarów, że ciężko zliczyć osoby które się za niego podają, młodzież chce być taka jak on.
Ilość informacji przekazywanych w kolejnych epizodach potrafi porazić, odrzucić lub przyciągnąć. Nie każdy będzie w stanie znieść tyle dialogów, czy zmian w sposobie postrzegania śledztwa. Pewnie sporo osób posunie się nawet do stwierdzenia, że serial jest przegadany…. ale to przecież Ghost in the Shell! Nie ma tu miejsca na szybką, popową papkę, twórcy nie chcą tak ujmować fabuły a ci dla których ją tworzą, czerpią przyjemność z zatapiania się w tym labiryncie poszlak, wskazówek i odniesień. Jest nawet jeden odcinek (konkretnie to: EP9 „Chat! Chat! Chat!”) który cały polega na… debacie. Na wirtualnym forum Internetowym anonimowe postaci starają się dojść do jakiś wspólnych wniosków o Człowieku Śmiechu, spierają się tu jego fanatycy, przeciwnicy, ludzie impulsywni i rzeczowi, ci wiarygodni i mówiący bzdury. Cały zabieg tylko po to by jeszcze mocniej namieszać w głowie widzów 😉 I’m lovin it.

Nie poznają szczęścia.

Kenji Kamiyama podjął się wyzwania stworzenia własnej wizji GitS i zawarcia jej w aż 26 odcinkach, sklepiając wszystko tak, że zarówno osoby dla których będzie to pierwszy kontakt z serią jak i wierni fani będą w stanie się nim cieszyć. Założenie nie dość, że szczytne to jeszcze zostało w pełni spełnione. Pierwsze odcinki w sprytny sposób obracają się wokół najbardziej charakterystycznych cech i założeń świata GitS, w niezauważalny sposób wprowadzając nowych w temat. Za to ci którzy wprowadzeń nie potrzebują dostają kawał sensacyjnego kina ze swymi ulubionymi bohaterami, składającymi ogromną układankę w całość.

Ocena to już tylko formalność. Może i nie jest obiektywna, ale nie o to przecież chodzi w recenzjach. Może i jest na wyrost, ale ja w tym świecie utonąłem, badałem odcinki po parę razy, szukałem artykułów na obcojęzycznych stronach, przybliżałem sobie pracę Salingera, Doisneau, Wiertowa, Friederica Jamesona tylko po to by lepiej zrozumieć zagadkę jaką był Człowiek Śmiechu. I seria odpłaciła mi w piękny sposób, potężną satysfakcją, że ‘ja to wiem’. Jeżeli to was nie zachęci do spróbowania SAC to się poddaję 😉 nie jest perfekcyjnie w każdym calu, nie jest to anime, które porwie każdego, ale zamiast szukać dzieła idealnego, którego tak naprawdę nie ma – poświęćmy ten czas na poznawanie dzieł wybitnych. Takim Ghost in the Shell: Stand Alone Complex jest. Kropeczka.

cascad

3 uwagi do wpisu “Ghost in the Shell: Stand Alone Complex

  1. No Aras przekroczył swoją granicę doskonałości tym wpisem – widać, że napisał to wielki fan serii mający sporą wiedzę o temacie inaczej mówiąc wyjadacz w każdym calu :] Rozwaliłeś mnie tekstem „stwardnienie cyber-mózgowe”, ale pewnie taka choroba kiedyś będzie 😉 Poza najważniejszymi elementami recki, że tak powiem dla mas, czyli opisem grafiki np., udało Cię się zainteresować także takich ludzi jak ja – znających gits 1 i innocence, a udało Ci się to opisem kilku akcji Człowieka Śmiechu (nareszcie już wiem co to za znaczek) oraz relacji pomiędzy Tachikomami. Pozostało mi już tylko jedno – zlukać serial :]

  2. „Widok skąpanej w deszczu Motoko Kusanagi, przepełnionej szałem, walczącej z mobilnym pancerzem marynarki wojennej musi zrobić wrażenie.” – jeden z moich ulubionych „momentów” serii 🙂

    „Choć, tak na siłę, to design pani Major lekko odstaje od reszty postaci. Nie tyle samą jakością co tym, że paraduje cały czas bardziej odsłonięta niż mniej.” – zdecydowanie tak, bałem się, że tylko na mnie to tak działa 😛

    „przybliżałem sobie pracę Salingera, Doisneau, Wiertowa, Friederica Jamesona tylko po to by lepiej zrozumieć zagadkę jaką był Człowiek Śmiechu.” – Salingera już czytałem (właśnie po dwukrotnym obejrzeniu SAC:P), ale innych nie kojarzę z GitS’a, możesz mi przybliżyć powiązania? :>

    tak na koniec – sam myślałem nad napisaniem takiego tekstu, może o SAC 2 skoro w tym nie ma nic do uzupełnienia 😛 osobiście SAC stoi w moim odczuciu trochę wyżej na piedestale od oryginalnego GitS’a, ale jak sam powiedziałeś – to jest bardziej traktat filozoficzny 🙂

Dodaj komentarz