Wymagania, dywagacje, pogadanki o niczym part 4

kolos rodyjski

Polska migracja graczy. Fuj

Recenzje gier kuleją. Nie mam zamiaru wypisywać przykładów w których recenzent wypisał pierdoły o jakiejś grze (błędy rzeczowe się piętrzą, oj piętrzą) i popłynął z flejmem nie zaznajamiając się z tytułem, który oceniał. Tego jest niestety sporo, istnieje jednak druga strona medalu: odbiorcy. Bo dla kogo można u nas pisać na poważnie o grach?

Tak naprawdę, wg wszelkiej etyki dziennikarskiej: powinno się dla wszystkich. Aczkolwiek dziennikarz to nie lekarz i koncesji na prowadzenie zawodu, uzyskanie której poprzedzają wyczerpujące studia i praktyki, nie ma. Pisać o grach może u nas każdy kto podeśle do jakiejś redakcji 5-6 tekstów, które się spodobają osobie odpowiedzialnej za to „co ma iść” na portal. Jest to dobre postępowanie tak długo jak długo osoba sprawdzająca „młodych” jest od nich mądrzejsza, lub naprawdę mądra. Schody zaczynają się gdy nikt nie potrafi określić czy podesłany tekst jest naprawdę rzetelny czy nie. W przypadku felietonu to nie problem – można przedyskutować pewne podpunkty – w przypadku recenzji zaczynają się schody: jeśli np. recenzent napisze, że gra jest krótka a tak naprawdę nie jest (słaby przykład ale nadaje się) to nikt mu się o to nie będzie pytał, poprawi się kropki, przestawi przecinki, tekst pójdzie na stronę i „po sprawie”, jedno kłamstewko w eterze więcej.

Tego typu wpadki zdarzają się jednak w wielu subtelniejszych kwestiach – zwłaszcza w zalewie megapromowanych megahitów. Dobrych tytułów jest więcej niż możemy zakupić i przejść. Media skupiają się zatem na tym co jest najgłośniej promowane – te rzeczy mają często recki pozbawione klamstw i zawyżone oceny by zadowolić fanów, czekających aż długo wyczekiwany przez nich produkt zostanie uznany przez krytyków za ponowne zejście Chrystusa na ziemię. Cierpią na tym mniej promowane gry pojawiające się niejako znikąd.

the-angry-bear-14-so-you-want-to-review-games-20090529053043269

Bóg jeden wie ile gier, które mają ciężko przyswajalny początek/skomplikowany system zostaje za szybko i za nisko ocenionych, przez co ponoszą finansową klęskę. Bo kto sprawdzi czy recenzent faktycznie się nie pomylił dając jakiejś grze 4 czy 5, skoro w dwa tygodnie pojawiło się 5 tytułów ocenionych przez jego portal/pismo na 8-9-10 – to właśnie po te blockbustery gracz sięgnie w sklepie, olewając sprawdzenie czy wspomniana „piątka” nie była wysoce niesprawiedliwa. Tego zaufania jednak nagminnie się nadużywa, niestety na całym świecie.

Obecnie jesteśmy świadkami wielkiej migracji z PC na konsole. Byli blacharze wchodzą w nowy etap w najgorszym możliwym momencie. W chwili obecnej konsole mają im najmniej do zaoferowania w całej swej historii – oba rynki zmieszały się w jakimś bezsensownym kotle i odbiorcy siłą rzeczy, wciągani są w bardzo fajny świat, który jeszcze nie tak dawno był znaaaacznie fajniejszy. Gdyby ten hurra optymizm na przechodzenie z PC miał miejsce za czasów PSXa to bylibyśmy teraz w świetnej sytuacji i mieli wspaniale wykształconych odbiorców, klientów i dziennikarzy. Wtedy można było lekką ręką wymieniać 50 tytułów wyjątkowych, wymagających, pasjonujących, nie do spotkania na innym sprzęcie. Było zwyczajnie oryginalnie. A PS2 posiadało zapewne jeszcze większą liczbą niesamowitości.

Teraz połączenie ekskluzywnej gwardii PS3, X360 i Wii dałoby mniej gier dla których warto zmienić stronę mocy. Młodzi konsolowy tak naprawdę nie przesiadają się ze swych blaszanych sprzętów dlatego by pograć w coś niespotykanego – tylko dlatego żeby pograć w coś co mogą spotkać na PC „tylko z dużym ekranem, w maks detalach, wcześniej i bez problemu z podzespołami”. Nie zmienili gustu, nie „ewoluowali” (niefortunne określenie, ale nie przychodzi mi teraz nic trafniejszego do głowy) w swym hobby, zainwestowali tylko w wygodę.

warcraft_ebgames

To są w większości odbiorcy tekstów traktujących o grach, czekających na kolejne werdykty, wymagający wysokich ocen dla 10ego Call of Duty, kolejnego Finala, BioShocka, NFSa etc. i nie wymagający pokazania im naprawdę fajnej pomijanej gry. Albo inaczej – nie doceniający tego, bo i tak pójdą za marką, bo i tak będą uważać Gothica za wielki przełom i szczyt geniuszu.

Nie ma dla kogo pisać na poważnie w Polsce, bo graczy jest wciąż za mało. Coś co się odbyło we właściwym czasie na zachodzie – czyli dostrzeżenie konsol – spóźniło się u nas najgorzej. Obecna pomysłowość i zróżnicowanie gier nie wróży nic dobrego młodemu odbiorcy, który przegapił listę tytułów z pierwszych konsol Sony, Nintendo i Segi. Jak za platformerami ma tęsknić ktoś kto nie jarał się pierwszym Crashem, Soniciem na MegaDrivie czy Superfrogiem z Amigi. Jak ktokolwiek może złorzeczyć na wtórne GTAIV, skoro nie ma pojęcia czym było Shenmue? Czego może wymagać od RPGów osoba która nie powąchała Chrono Crossa, Suikodena i Vagranta? Jak może mieć dość przemocy ktoś kto nie zachwycił się Ico i SotC? A co z awangardą w stylu Panzer Dragoona, Jet Set Radio, Harvest Moona (a co 😛 ) etc. ? wreszcie – co można wiedzieć o przygodzie nie grając nigdy na okarynie czasu? Jak można chcieć powrotu dobrych bijatyk na rynek, skoro nie przeżyło się ciułania złotówek na to by jak najszybciej kupić PS2 z TTT?

Właśnie te lata: złote momenty branży przemknęły w Polsce niezauważone – teraz poważne portale buduje się bez podwalin złożonych z osób które je znają, piszących do graczy z podobnym stażem (do tych co są świadomi i się obrażą: generalizuje – sami wiecie jakie teksty piszą wasi koledzy). Do kogo zatem pisać? Do tych świeżych emigrantów?

Wbrew pozorom ma to wszystko ogromny wpływ na jakość ocen wystawianych w recenzjach. Gdybyśmy mieli duży rynek i świadomych odbiorców to selekcja piszących odbywałaby się dokładniej, sprawdzanie ich opinii też, serwisy bardziej dbałyby o swe dobre imię, na pisaniu o grach można byłoby dobrze zarobić, więc opłacałoby się komuś przysiedzieć porządne parę dni nad rzetelną oceną danego tytułu i dostać za to potem 500 złotych a nie (góra) 50 – zwyczajnie byłoby się o co starać. Nagle dobrzy recenzenci staliby się opiniotwórczy (Ci od farmazonów by zginęli śmiercią naturalną), dużo osób zwracałoby na nich uwagę, kupowane byłyby odpowiednie gry, świadomość by się rozrastała etc. lawina by się rozpędziła i żylibyśmy w utopijnej krainie gdzie na randce z dziewczyną wymieniacie się nie tylko numerem telefonu ale i gamertagiem oraz wrażeniami związanymi z pierwszym smyraniem grzybka w Super Mario 64.

Czego sobie i wam życzę.

Bo na razie jest smutaśno a niedługo będzie jeszcze gorzej: z każdą kolejną dziewiątką wystawioną Modern Warfare 2 moje serce będzie coraz bardziej krwawić (zobaczycie sami co się będzie działo jak ta gra wyjdzie – szok jakby w życiu ludzie CoD nie widzieli).

PS jest jeszcze wiele kwestii związanych z tym problemem (specjalizacja recenzentów, PR, testy, „trzymanie stołka” etc.) które sobie zostawię na później… albo już nigdy nie ruszę 😉

cascad

3 uwagi do wpisu “Wymagania, dywagacje, pogadanki o niczym part 4

  1. true, true.

    Dodam tylko, że -gdybyśmy mieli tak symbolicznie podzielić ludzi na „nigga please” i nie_”nigga please” :)- ci drudzy nadrobią zaległości. Zawsze warto pisać dla tych, który po przeczytaniu tekstu odpalą google i sami dla siebie zrobią follow up. Reszta osób mnie, z punktu, nie interesuje.

  2. „z każdą kolejną dziewiątką wystawioną Modern Warfare 2 moje serce będzie coraz bardziej krwawić”

    No, przecież CoD nie ma prawa nikomu się podobać, każdy wystawiający mu wysoką ocenę to debil.

Dodaj odpowiedź do ubermlin Anuluj pisanie odpowiedzi