Wspominkowo – Uczuciowo

Wypatrując zbliżających się świątecznych hitów, oczekuje od nich (sam pewnie nie jestem) przede wszystkim jednego – nowych wrażeń i emocji jakich mogą dostarczyć. Najlepiej takich które będę wspominał przez długie lata, a gry i twórców wychwalał tak długo jak długo będę miał siłę klepać palcami w klawiaturę. Granie jest na tyle ciekawym hobby, że miesza w nas wiele przeżyć – zarówno tych związanych ze scenariuszem danej gry, z jej gameplayem, z tym jak się dla nas zaczęła, jak skończyła, jak na nią wyczekiwaliśmy, z pojedynkami multiplayerowymi, z zakupem sprzętów, z awariami, z bugami, glitchami, easter eggami… Jest tego pełno i nie widzę innego medium potrafiącego oddziaływać jednocześnie na tylu płaszczyznach na swego odbiorcę.

Żeby na PG pojawił się też jakiś typowy dla blogów post, wypisałem zatem samolubnie najbardziej pamiętne akcje które spotkały mnie przy graniu. A konkretniej gry, które w jakiś sposób wywołują wyraźniejsze wspomnienia niż ‘pograłem, przeszedłem, podobało się’. Taki Cascadowy top 10 najmilszych akcji związanych z tym całym gópim ściskaniem joypada:

Final Fantasy 7 – gra na lata. Gra z którą kupiłem Playstation, pierwszy jRPG i jednocześnie moja najdłuższa przygoda – chyba 2 lata ją kończyłem. Tak to już jest z finalami, zawiązanie akcji, z 3 godziny pędu przed siebie, a potem nie wiadomo co robić, dwie godziny krążenia, bicie levelu i odnalezienie właściwiej ścieżki 😉 Przynajmniej u mnie tak było (uczyłem się angielskiego na tej grze), dochodziły nowe tytuły, jeden za drugim, FF7 na chwilę poszedł na półkę a potem po pół roku go zapuszczam i stwierdzam, że nie mam pojęcia o co tu chodzi i trzeba zaczynać od nowa… zaczynałem tak z 5 razy, gubiłem się z 23, levelowałem w złych miejscach, aż nareszcie ją skończyłem! Cóż to było za przeżycie, moja wieczna przygoda raz na zawsze dobiegła końca… bałem się odejść od TV gdy wkroczył ekran z gwiazdami, myśląc że dla wytrwałych po nim pojawi się jeszcze jakiś FMV. To był wbrew pozorom smutny dzień, bo przyzwyczaiłem się do myśli, że jeszcze tyle przede mną i siódemka się nie skończy… a skończyła.

Gran Turismo 2 – tuning słabizn. Och tak, pierwszy racer, który przykuł mnie do konsoli na dłużej (jakimś cudem pierwszej części się nie powiodło), zwłaszcza dzięki dzikiej chęci pokonywania kumpli. Jeżeli choćby dwóch maniaków motoryzacji usiądzie do gry Polyphony Digital to przepadną na 101 procent. Ja miałem takich koleżków paru i wspólnie pojedynkowaliśmy się na upokorzenia – kto kogo pokona gorszym samochodem 😉 widok tego jak moje punto kroi wypasionego Cicvica na torze Thaiti – bezcenne. Kochałem się babrać w ustawieniach skrzyni biegów, slinka, nawet opon by zaskakiwać ludzi w multi. Ach było po co wtedy ze szkoły do domu wracać, niektóre akcje przeszły do historii (samochód który zaczyna jechać w tył na pewnym biegu? Jakimś cudem takie coś w wirtualnym garażu się znalazło ). Pamiętam też jak inny Civic, bezczelnie odsadził w tył mego Skyline’a, nie mogłem w to uwierzyć… wieczna gra! (na co wskazuje liczba zmian w jej kontynuacjach :złośliwiec: )

Pokaz MGS2. Panie, panowie, padłem na dywan i próbowałem odlecieć. Ponieważ akcja ta działa się w odległych czasach ‘beznecia’, a w kioskach żadnych konkretnych materiałów o grach poza tymi od Neo i PE nie było, to na wiadomość, że z wycieczki do Francji mój dear friend przywiózł gazety konsolowe z cover dvd wręcz się ośliniłem. Pamiętam były tam materiały z premiery Xboxa u żabojadów, jakieś demka i… trailer Metla Gear Solid 2. Nieprawdopodobny wręcz trailer, nie wierzyłem w taką oprawę. W tym momencie miałem w dupie słynne ‘osiem minus’ i ruszyłem do telefonu zamawiać swoją wersję, nie widziałem innej opcji jak natychmiast sprawdzić tą produkcję w ruchu (z innej paki – ta przyszła za darmo, bo kurier nie zauważył pobrania 😀 miałem pieniądze na świeżutkie Virtua Fighter 4). Niesamowita sprawa.

Fifa 2000 – epokowy faul. Kiedyś się grało w Fife, wstyd się przyznać, ale tak było nim ISS Pro Evolution przybył z odsieczą. Nawet nie myślało się o narzekaniu na produkt elektroników. Ciekawostką jest, że edycja 2000 na poczciwym szaraku miała pewną ciekawą, jakże potrzebną opcję – brutalny wślizg, atakujący dwoma nogami kończyny przeciwnika. Chamskie, bezpardonowe, kończące się prawie zawsze czerwoną kartką dla jednego i kontuzją dla drugiego piłkarza zagranie. By ten super cudny manewr wykonać, wystarczyło nacisnąć R1. Podczas jednego z meczy, z mym odwiecznym wrogiem w grach piłkarskich, gość przeszedł mi bramkarza w sytuacji sam na sam i zamiast strzelić bramkę stał sobie na linii czekając na mą reakcję. Byłem tym tak poirytowany, że postanowiłem wjechać słynnym łamiącym nogi wślizgiem., chwile potem… coś się zbugowało i sędzia nie odgwizdał ewidentnego faulu (od tyłu, w kolano, przed pustą bramką). Kumpel zamiast bramki miał zwijającego się zawodnika a ja odzyskałem piłkę jak gdyby nigdy nic. Wspominamy to oszustwo do dziś, wyglądało prze-komicznie. Choć nie powiem w naszych meczach to się jeszcze nie zdarzyło by sędzia ‘dobrze gwizdał’.

PES3 – mistrzostwa Polski. Pierwsze oficjalne mistrzostwa Polski, w ma ulubioną grę? W Poznaniu? musiałem tam być, pamiętam to wyraźnie tym bardziej, że to był mój debiut, na tego typu imprezach (potem przyszły Krąg Cupy!). Zabrałem, więc ukochaną Francję z taktyką idealną dla tej drużyny i… trema mnie zżarła. Autentycznie stres przejął nade mną panowanie. Choć swój pierwszy-pierwszy pojedynek, sparring tuż przed rozpoczęciem grup zacząłem od dostania szybkich dwóch bramek, to jednak mając na plecach oczy nie wierzącego w to co się dzieje kumpla, wyszedłem na 3:2 dla mnie. Potem lekko brakowało szczęścia, ale nie ważne. Zabawa była świetna, wrażenia niesamowite, radość i żal z innej półki niż na domowych turniejach, złapałem bakcyla i w miarę możliwości (i odległości) pozwiedzałem potem trochę imprez z padem w dłoni. Udało mi się na tych eventach poznać sporo ludzi, wielu rozgromić, z paroma przegrać (skromność) i naprawdę wiele nauczyć.

Eye toy i machanie do tv – gardzę gadżetami do gier, zwykle służą naprawdę popierdułkowatym pomysłom (vide gitarka, co to ma znaczyć?) ale kamery nie mogłem przepuścić. Po latach ktoś wpadł na genialny pomysł by moją mordę umieścić w grze. Gratuluje Sony – strzał w dziesiątkę. Grałem do zakwasów i jeszcze dłużej. Szkoda tylko, że ma rodzinka musiała obejrzeć, jak po konkretnej ‘wczujce; zacząłem machać do telewizora żeby zmienić program -_- zapomniało mi się, że nie wszystko można tak obsługiwać 😉 nowe wrażenia zabawy.

Finał Ico – kończyłem masę gier i najczęściej byłem przygotowany, na to co ujrzę przed napisem ‘The End’. Kończąc MGSy wiedziałem, że czeka mnie potężna przemowa i dobry patos, przy fajnalach fajerwerki i tak dalej, ale jakimś cudem losy dwójki dzieciaków wywołały u mnie niespodziewane wzruszenie. Ogromnie przeżyłem to co tam się stało. Dziwne to jak na grę z cząstkową fabułą ale uwierzcie, to jest ponadczasowe. Klimat wędrówki przez opuszczone zamczysko, tajemnica która czai się za każdym rogiem, oryginalna gra światła i te parę minut kończących grę… bliżej uronienia łzy jeszcze nie byłem.

Burnoutowa szkoła jazdy – bądźmy szczerzy, dopóki nie pokazał się Burnout wyścigi były strasznie wolne. Kontakt z trzecią częścią serii w czasie jej premiery oznaczał tylko jedno – zbrodnie na gałkach ocznych, nie przyzwyczajonych do tak szybkiego rejestrowania mijających obrazów. Totalny mayhem, rozwałka i rajd pod prąd z wciśniętym boostem, nie spotkałem się przedtem z niczym podobnym (a tak – grałem namiętnie w Wipeouta). Poziom rozwałki, rajcowności, grafika, pęd pęd pęd, agresja. Wessało mnie w telewizor, w życiu nie sadziłem, że tak opanuję jakiegokolwiek racera jak B3:T. Nigdy mi kierowanie wirtualnych samochodów specjalnie nie wychodziło, a tu okazało się że pod koniec masterowania gry bez problemu kładłem autko bokiem, dopalałem turbo i driftem pokonywałem całe górskie pętle. Cudowna pozycja.

Maniactwo Harvest Moonowe – moje jedno jedyne w całym życiu zmaniaczenie gry na taką skalę miało miejsce podczas zabawy w symulację rolnika. Wstyd ni hańba? A prffff 😉 Myślcie co chcecie ale zabiła mnie ta gra. Na sam widok tego, że po zasadzeniu nasionek zaczęły z ziemi wyrastać warzywa zaliczyłem zgon i drastyczny skok hormonów szczęścia. Miasteczko stworzone prze Natsume zawierało masę ciekawych postaci, wydarzeń na które się czekało (moja pierwsza zima w HM, ach, och, ech), pilnowało urodzin dziewczyn, expiło narzędzia, łowiło ryby, po zasadzeniu kwiatów pojawiały się pszczoły i dostawy miodu. Poezja. Dwa tygodnie praktycznie z domu nie wychodziłem żeby wszystko przebadać i stać się wiejskim Rockefellerem. Cały dzień był podporządkowany temu by jak najwięcej osiągnąć na swej farmie. Szkoda tylko, że prognoza pogody z gry myliła mi się potem z tą ‘rzeczywistą’ 😉 – myślałem, że matka mnie zatłucze i psxa młotem potrzaska.

Odpalenie Crysisa na full detalach –aha aha xD to oczywisty żart, stawkę zamknąć musi choćby parę słów o Nintendo DS. Od kiedy tylko ten sprzęcik zawitał w mym domu, miłość do gier momentalnie powróciła. Potrzebowałem innowacji i odmiany od ‘wielkich hitów’ które tak naprawdę wiele nowego nie przynosiły. Dotykowy ekran, mikrofon i dwa ekraniki na długie miesiące oderwały mnie od next-genowych pozycji i nie żałuje ani minuty spędzonej z tym sprzętem. Naprawdę każdy gracz powinien sprawdzić to handheldowe dzieło sztuki. O ile polityka Nintendo na dużych konsolach do mnie nie przemawia (w skrócie: ‘nie liczy się moc, tylko śmieszne sterowanie i proste zasady’), tak na DS’ie sprawdza się to idealnie. A i dojrzałych tytułów ma dużo więcej niż może się wydawać. Jak będę miliarderem to sobie sprezentuje NDSa w każdym możliwym kolorze 😉

Okej, to koniec. Nie numerowałem, ponieważ każde z tych zdarzeń wspominam równie miło i naprawdę mógłbym się nad nimi szeroko rozpisać (zwłaszcza nad akapitem o multiplayerowych pojedynkach w Pro Evo). Wydaje mi się też, że sporo osób choćby parę z nich ma bardzo podobnych, a jeszcze więcej zupełnie innych i mogłoby od razu nakreślić swoją ‘dziesiątkę’. I to jest w tym najlepsze, pamiętajcie: granie z pasją daje więcej.

Cascad

5 uwag do wpisu “Wspominkowo – Uczuciowo

  1. Widzisz. Dla tego Ja już nie jaram się nowymi grami. Wszystko było, wszystko widziałem i wszystko przeżyłem. Teraz jest tylko tuning gier. Podkręcanie detali, netu, fabuły itp, itp. Od lat nie grałem w żadną grę, która nie pozwoliłaby mi się tak właśnie wciągnąć. A może już po prostu się zestarzałem? Może to nie problem z grami, a problem ze mną?
    Cascad, ja podchodzę z „dmuchaniem na zimno” na obecne tytuły. Uwierz mi, jak mnie jakaś gra oświeci, to cały net o tym będzie wiedział!
    No i obyśmy wszyscy, jako gracze, mieli takich doświadczeń więcej!

  2. Większości z tych przyjemności nie doznałem (np. Odpalenia Crysisa na full detalach (nie lubię Crysisa)). Ale z jednym się zgodzę HARVEST MOON: BACK TO NATURE rządzi! Ehh… Ile ja w to grałem… Ale także i dzisiaj czasem przyjdzie mi na myśl odpalenie sobie tej wybitnej gry na emulatorze.. 🙂 MGS2… Nie wiem nie grałem. Ale Metal Gear Solid 1 to była jedna z moich pierwszych gier i dobrze ją wspominam. Chociaż nie grałem w nią za dużo (Miałem 5 lat) ponieważ ,,bałem” się grać (bałem się że ktoś mi wyskoczy i się przestraszę 😀 ). A na koniec: HARVEST MOON RULEZ! 😀

  3. Widzę, że nie ja jedna czekałam naiwnie na „bonusa dla wytrwałych” po zakończeniu FFVII 😉
    A z Gran Turismo miałam dokładnie odwrotnie- w pierwszą część grałam długo i namiętnie, druga mi sie nie spodobała oO”

  4. Z większością się zgadzam, z kawałkiem nie, ale takie teksty przypominają mi, że bycie graczem to nie tylko „granie w te gupie szczelanki i się zabijanie” 😉

Dodaj komentarz